Drugi dzień otwarcia Oczytanej przyniósł ze sobą sporą ilość nowych klientów. Hermiona nie miała ani chwili, żeby usiąść czy napić się ulubionej zielonej herbaty, gdyż drzwi księgarni nie zamykały się nawet na moment. Książki pana Hughesa cieszyły się ogromną popularnością, tak samo, jak pozostałe powieści, które zamówiła Hermiona. Ludzie co rusz podchodzili do niej i z zachwytem komentowali nowy wygląd księgarni. Jeśli pójdzie tak dalej, że lokal będzie wypchany po same brzegi klientami, Hermiona będzie musiała pomyśleć poważnie o zatrudnieniu dodatkowej osoby do pomocy. Chociaż z drugiej strony ciężko było jej wyobrazić to miejsce z kimś całkiem obcym, z kimś, kto nie jest panią Morgan. Zagryzła nerwowo wargę. Postara się wytrzymać jak najdłużej sama, a w ostateczności zamieści ogłoszenie z ofertą pracy. Chociaż jej wewnętrzne dziecko założyło zuchwale ręce na biodra i uniosło wysoko głowę, dając znać, że sobie poradzi, że nie potrzebuje tutaj żadnej nowej, wścibskiej osoby, a Hermiona na ten widok lekko wygięła wargi w malutkim uśmiechu.
Zerknęła na panią Morgan, która spoglądała na nią spod grubej ramy obrazu. Zbliżyła się ku niej, zadarła głowę w górę i uśmiechnęła się ciepło, spoglądając w niebieskie tęczówki kobiety.
- Niedługo się spotkamy pani Morgan – zapewniła kobietę jakby była tuż obok niej. Posłała jej ostatnie, długie spojrzenie i zabrała się za wyłączanie wszelkich sprzętów i urządzeń. Kilka minut po czternastej włączyła alarm, zamknęła sklep i udała się w drogę powrotną do domu.
Zdało się czuć w powietrzu zbliżającą się jesień, a słońce ostatnimi ciepłymi promieniami otulało mieszkańców miasta. Sobotnie popołudnie mijało spokojnie, ludzie spacerowali po ulicach, ciesząc się tak pięknym leniwie płynącym dniem. Krocząc chodnikiem, nagle zatrzymała się przed jednym budynkiem, z którego buchał czerwony, neonowy napis oświadczając, że w środku można znaleźć shot bar. Hermiona nigdy nie była w takim miejscu, nigdy nawet nie chodziła na imprezy, a co dopiero wkraczając w progi takiego lokalu. Spojrzała na swój strój, gdzie miała na sobie granatową sukienkę przed kolano, a na barki zarzuconą miała jeansową kurtkę. Jej białe adidasy były ukojeniem dla stóp, które wczorajszy wieczór spędziły w o zgrozo szpilkach, które swoją drogą okazały się paskudnie niewygodne. Zagryzła wargę, rozglądając się wokół. Był środek dnia, a jej wewnętrzne dziecko, aż pchało się, by zajrzeć do posępnego lokalu. Niewiele myśląc, wdrapała się po schodkach i sięgnęła za klamkę.
Na wejściu uderzył ją zapach alkoholu i papierosów, który unosił się leniwie w górę. Jak na taką porę dnia ludzi było całkiem sporo, zajmowali miejsca przy długiej ladzie barowej, czy stolikach rozstawionych w głębi sali. Głównym centrum lokalu był bar, który został oświetlony niebieskimi listwami ledowymi, a z głośników wydobywała się leniwa dla uszu muzyka. Względnie przyjemna, pomyślała Hermiona. Podeszła nieco bliżej baru i zadarła głowę na białe neonowe tablice, które prezentowały ofertę shot baru. Spojrzała na całą ścianę, która była zastawiona kolorowymi trunkami i przełknęła ślinę. Nigdy w życiu nie była w takim miejscu, a ten fakt sprawił, że poczuła się lekko skołowana. Ludzie wokół niej pili, śmiali się głośno i korzystali z uroków, jakie oferował im lokal.
- Pierwszy raz? - zagadała do niej barmanka, która właśnie polerowała szkło.
- To widać? - odpowiedziała Hermiona, powodując uśmiech na twarzy kobiety. Zajęła wysokie siedzisko i ponownie spojrzała w górę.
- Polecam wściekłego psa, jak na pierwszy raz powinien ci smakować.
- A czym jest ten wściekły pies? - zapytała lekko zarumieniona swoim brakiem obeznania w dziedzinach alkoholi. Jedyna jej wiedza zataczała się wokół Ognistej Whisky, ale zważając, że przebywa wśród mugoli, taki zasób wiedzy był jedną wielką niewiadomą dla niemagicznych. Kobieta zarzuciła szmatkę na ramię i oparła się dłońmi o bar, spoglądając uważnie na pannę Granger.
- Wódka, syrop malinowy i odrobina sosu tabasco. Chcesz spróbować?
- Jasne, niech będzie.
Barmanka przetarła ladę, postawiła na niej kieliszek, a następnie wlała na dno wcześniej wspomniany sok malinowy, wódkę i odrobinę sosu tabasco. Na samą górę dała szczyptę czarnego pieprzu i podsunęła gotowy shot w stronę dziewczyny. Hermiona spojrzała na kieliszek i po chwili przechyliła całość do ust. Cudowna słodycz zdusiła ostry, palący posmak tabasco. Potrząsnęła głową, co spotkało się ze śmiechem barmanki.
- Jeszcze raz to samo.
- Wiedziałam, że ci posmakuje – powiedziała barmanka, przygotowując kolejnego shota. Tak jak wcześniej zajęło jej to chwilę, aby opróżnić cały przygotowany trunek.
- Poproszę jeszcze jakiś drink, coś już na spokojnie – zaśmiała się, czując rozgrzane policzki. - Mogę przejść tam? - wskazała na wolny stolik w głębi baru.
- Jasne, zaraz przyniosę ci drinka. Piňa Colada może być? Baza to rum i mleczko kokosowe – wyprzedziła jej pytanie, widząc jej zdezorientowaną minę.
- Oczywiście – uśmiechnęła się w stronę barmanki, zostawiła kilka banknotów na ladzie i przeszła do pustego stolika.
Po niedługiej chwili pracownica postawiła przed nią gotowy drink i odeszła z powrotem do lady gdzie czekali na nią nowi klienci. Hermiona rozejrzała się po lokalu, powoli sącząc swojego drinka, a jej myśli zaczęły hulać wokół wczorajszego wieczoru. Poczuła dziwny dreszcz przeszywający jej kręgosłup, wciąż przed oczami widziała minę Maxa, kiedy odmówiła mu wspólnego wyjścia na kawę. Po części czuła się winna, że tak postąpiła, że odrzuciła go, ale starała się zdusić w zarodku tę myśl. Gdyby tylko się zgodziła wyjść z nim, nawet na tę głupią kawę, zrobiłaby to wbrew sobie, a tego by nie zniosła. Grzecznie się z nią pożegnał i odszedł, a ona spotkała się z natłokiem pytań ze strony przyjaciół. Wyjaśniła im po części, że wpadała już na niego parę razy, ale to, że jest w jakiś sposób przystojny, nie zmieniało faktu, że nie była zainteresowana zawieraniem nowych znajomości.
A potem przed oczami pojawił się on, Severus Snape. Gdyby tutaj siedział razem z nią, zapewne przeszyłby ją intensywnym spojrzeniem, powodując w dziwny sposób przyjemne dreszcze na całym ciele. Wiedziała, że nie powinna o nim myśleć, ale jej wewnętrzne dziecko cały czas z nią walczyło, podsuwając w jej stronę obrazy z przeszłości, jeszcze sprzed wojny, kiedy znała profesora Snape’a. Potrząsnęła głową, odsuwając od siebie wspomnienia, kiedy przebywała z nim w jego pracowni, spędzając czas nad warzeniem eliksirów dla Zakonu. Nie myśl o tym, nie możesz, to jest przeszłość, skarciła się w myślach.
Upiła dość spory łyk alkoholu i chwyciła torebkę. Wyciągnęła z niej telefon, a następnie małą, zgiętą w pół karteczkę. Rozłożyła ją i wpatrywała się w nią dość długo, bijąc się ze swoimi myślami. Odblokowała telefon, wprowadziła nową nazwę kontaktu i weszła w kreator wiadomości. Patrzyła w puste pole, a jej dusza była rozerwana pomiędzy dwoma tak różnymi sobie światami. Przymknęła powieki, czując zbierające się w oczach łzy. Jej wewnętrzne dziecko tak bardzo chciało znaleźć się w zamku, zajrzeć w każdą jego część, ale z drugiej strony, to samo dziecko zapierało się nogami i rękoma, nie chcąc nigdzie się ruszać. Chcąc najlepiej zostać z Krzywołapem w mieszkaniu i spędzić wieczór w łóżku zajadając się czekoladą i oglądać mugolskie wyciskacze łez, jak zwykle miała w zwyczaju robić.
Otworzyła oczy i otarła rękawem zgromadzone w kącikach oczu łzy. Dopiła drinka, czując przyjemne rozgrzewające ciepło, które zaczęło oblewać całe jej ciało. Ponownie chwyciła telefon i weszła raz jeszcze w kreator wiadomości.
Malfoy, czy byłby problem, jeśli zabrałabym się z Tobą do Hogwartu?
Granger
Nawet nie widziała, dlaczego pomyślała akurat o nim. Może dlatego, że to właśnie on był najbliżej ze wszystkich z Mistrzem Eliksirów, albo to, że w jakiś dziwny i kuriozalny sposób okazał jej wsparcie, same jego słowa chętnie cię wysłucham, sprawiły, że patrzyła na niego nieco inaczej. Zmienił się, to już nie był ten sam Draco Malfoy, którego znała ze szkoły. Drań wydoroślał i to bardzo, westchnęła w myślach. Telefon na stoliku zawibrował, czym prędzej chwyciła go i odczytała wiadomość.
Zdecydowałaś się jednak. Nie widzę żadnego problemu, będę po Ciebie o 18. Wyślij mi tylko adres.
Draco Malfoy
Uzdrowiciel w Klinice Magicznych Chorób i Urazów Świętego Munga
Chwyciła torebkę i zanim opuściła shot bar, wysłała mu wiadomość zwrotną z adresem. Kiedy wyszła na świeże powietrze, poczuła lekki zawrót głowy. Głupotą było, że zabierała się za jakikolwiek spożycie alkoholu na pusty żołądek. Gdyby tylko profesor Snape dowiedział się, że od kilku dni tak naprawdę nic nie jadła, zapewne dałby jej niezłe kazanie, a Hermiona pomyślała, że chciałaby jednak usłyszeć kazanie z jego ust, chciałaby ponownie go spotkać, ponownie go zobaczyć… Uspokój się, zaskrzeczało ponownie jej wewnętrzne dziecko. Musiała się z nim zgodzić. Myśl o nim do niczego dobrego nie prowadziła. Cholerny profesor Snape.
~*~
- Umazana farbą w ogrodniczkach wyglądałaś lepiej. - powiedział na powitanie Draco Malfoy, a ona mogła wyczuć w jego głosie nutkę rozbawienia. Akurat musiał zadzwonić, gdy skończyła brać prysznic. Odgarnęła z czoła mokre kosmyki włosów, które wydostały się z wielkiego turbana na głowie. Otworzyła szerzej drzwi, zapraszając go do środka. Uzdrowiciel wszedł, rzucając kąśliwą uwagę na temat jej pluszowych kapci, po czym zupełnie jak Snape, podniósł brew ku górze.
- Ciebie też miło widzieć, Malfoy – odpowiedziała nieco kąśliwie, mocniej zaciskając w pasie szlafrok. Zapewne wyglądała teraz żałośnie, coś pomiędzy zmokłą kurą a Smarkatą Kluską. - Jesteś przed czasem – powiedziała nieco chłodno, dając mu do zrozumienia, że nie chciała, żeby oglądał ją w takim krępującym wydaniu.
- Snape’a nie ma, a mi nie chciało się samemu siedzieć w mieszkaniu.
Mała wzmianka na temat mężczyzny sprawiła, że poczuła małe igiełki wbijające się w kark. Draco chyba nie zauważył, jak zaczęła nerwowo wykręcać palce, gdyż dopadł go Krzywołap, ocierając się o jego nogę, oczekując uwagi. Merlinie, jak ten kot lubi wszystkich Ślizgonów, przechyliła głowę w bok, zdając sobie sprawę, że czarnowłosego mężczyznę również polubił. Draco zaczął rozglądać się po mieszkaniu, oczywiście dłużej zatrzymując się przy księgozbiorze, który posiadała. Ubrany był w idealnie wyprasowaną i zapewne niezwykle drogą białą koszulę i ciemnoszarą marynarkę. Wyciągnął ręce z kieszeni eleganckich spodni, jak miał w zwyczaju robić i chwycił jedną z ksiąg, pragnąc zapoznać się z jej treścią.
- Chcesz coś do picia?
- Nie dzięki – usiadł na kanapie wraz z książką, którą zgarnął z jej półki, różdżkę odłożył na stolik, a Krzywołap oczywiście usadowił się obok niego, ciesząc się z towarzystwa.
- Zaraz wracam.
Po osuszeniu włosów użyła dość sporej ilości Ulizannej, aby okiełznać niesforne kosmyki, które na złość tego dnia nie chciały z nią współpracować. Wypuściła z (nie)idealnego koka kilka pasemek, które okalały jej twarz, aby nadać fryzurze nieco naturalny wygląd. Makijażem udało się jej ukryć fioletowe sińce pod oczami, które oświadczały każdemu wzdłuż i wszerz, jak to panna Granger ma problem ze snem. Na usta nałożyła czerwoną szminkę, licząc podświadomie, że ten kolor doda jej w jakiś sposób odwagi, której w tym momencie nie posiadała ani grama. Kierując się do łazienki, spotkała się z widokiem, który nieco ją rozbawił. Uzdrowiciel jak nic siedział na kanapie, czytając książkę, a jej kot, machał swoim puchatym ogonem, żądając uwagi od gościa. Draco tylko co chwila przejechał dłonią po miękkim futrze, aby ten mały sierściuch nie wbił mu się przypadkiem w nadgarstek swoimi pazurami.
W sypialni założyła na siebie długą, białą sukienkę, którą trzymała na specjalne okazje z delikatnym rozcięciem wzdłuż nogi. Wsunęła stopy w cieliste szpilki, lekko krzywiąc się pod nosem. Wciąż jej kończyny były podrażnione, a nie mogła znaleźć innego obuwia, które zapewne Krzywołap gdzieś przed nią schował - zresztą jak większość jej rzeczy dziwnym przypadkiem znikała. Spryskała się perfumami, na wierzch zarzuciła złotą pelerynę, która idealnie wieńczyła całość. Już zamykała szafę, gdy jej spojrzenie powędrowało w górę. Podłużne granatowe pudełko, obite delikatnym, przyjemnym w dotyku materiałem, wystawało spod letniego plecionego kapelusza. Nieprzyjemny ścisk w sercu spowodował, że wsunęła pudełko ze spoczywającą w nim różdżką w głąb szafy, tak, że kapelusz już całkowicie go zakrywał. Na wierzch zarzuciła jeszcze kolorową apaszkę, żeby tylko przypadkiem nie zauważyć wystającego granatowego pudełka. Wewnętrzne dziecko znów zadecydowało za nią, zanim rozpłynęła się nad rozmyślaniem, czy powinna ją zabrać ze sobą, czy powinna wziąć ją w dłonie, poczuć rozpływającą się pod palcami magię. Zamknęła szafę, oddalając od siebie nieprzyjemne myśli. Ostatni raz spojrzała na swoje odbicie, na tę przestraszoną młodą kobietę, którą właśnie była. Czerwona szminka nie dodała jej ani grama pewności, na którą liczyła. Spod wachlarza długich i gęstych rzęs spoglądała na nią smutna dusza jej wewnętrznego dziecka. Zagryzła od wewnętrznej strony policzek, starając się nie myśleć o tym, co ma się wydarzyć, o tym, że niedługo odwiedzi Hogwart, o tym, że w tym pokoju spoczywa jej różdżka, z którą była związana przez ostatnie lata, ani tym, że w jej salonie, z jej magicznym kotem przebywa sam Draco Malfoy, ucieleśnienie prawdziwego czystokrwistego czarodzieja. Delikatnie wygładziła dopasowaną sukienkę, chwyciła torebkę i wyszła z sypialni.
- Granger – spojrzał na nią od góry do dołu, a ona nie wiedząc czemu, poczuła jak jej wewnętrzne dziecko, zarumieniło się delikatnie, chociaż wciąż pociągało niezdarnie nosem. - No nieźle.
- Dzięki Malfoy.
- Musimy porozmawiać – poklepał miejsce obok siebie. - Usiądź.
- Czy coś się stało? - zapytała niepewnie, zajmując miejsce obok niego. - Krzywołap coś ci zrobił?
Spojrzała w bok, gdzie właśnie siedział kot. Ten zadarł wysoko ogon w górę, zeskoczył z kanapy i podbiegł w stronę okna. Wskoczył na parapet i spojrzał na nich jakby z wyrzutem. Draco pokręcił przecząco głową, a ona już nie rozumiała, o czym tak naprawdę chciał z nią rozmawiać.
- Odpowiedz mi. proszę jak Uzdrowicielowi. Dobrze? - pokiwała głową, nie rozumiejąc, do czego tak naprawdę zmierza. - Granger, czy ty w ogóle coś jesz?
- Oczywiście, że tak – odpowiedziała całkiem poważnym głosem, jednak on nie uwierzył. Podniósł brew ku górze, spoglądając na jej wychudzoną sylwetkę i zapadnięte policzki. Zachowuje się zupełnie jak Snape, zdecydowanie spędzają za dużo czasu razem. Poczuła dziwny ścisk w żołądku na myśl o mężczyźnie posiadające tajemnicze, hebanowe spojrzenie.
Ten pokręcił głową i wstał z kanapy, kierując się do kuchni. Zauważyła, jak krząta się, przeszukując wszystkie szafki, lodówkę, gdzie spotkało go jedynie światło i resztka mleka w kartonowym opakowaniu. Zaczął mruczeć pod nosem, że nie ma nic w tym domu do jedzenia. W jednej ze szafek tuż obok zmywarki znalazł kilka puszek jedzenia dla Krzywołapa, jakieś kruche chrupki, czy saszetki, z nieznaną mu zawartością, ale widząc na etykiecie czarnego kota, uznał, że Krzywołap musi się tym zajadać, bo widniało tam, aż sześć takich saszetek, czymkolwiek to było.
- Malfoy co ty robisz? Malfoy? - powtórzyła zdezorientowana.
- Cieszę się, że chociaż dla swojego kota masz jedzenie. Przez twoją głodówkę możesz się doprowadzić do wystąpienia objawów niedoborów witamin i składników mineralnych, o anemię też nietrudno, nie wspominając o możliwości utraty miesiączki – powiedział poważnym tonem, jak na Uzdrowiciela przystało.
- Malfoy – jęknęła, kiedy ten znalazł w jednej ze szafek masło orzechowe i chleb tostowy.
- Mówię ci to wszystko jako Uzdrowiciel Granger – podsunął pod jej nos przygotowaną kanapkę. - Jedz.
- Ale...
- Nie marudź, jedz – oparł się o szafkę kuchenną, spoglądając na nią, kiedy zaczęła ostrożnie, rzuć pieczywo. - Masło orzechowe poprawia funkcjonowanie układu krwionośnego, mózgu, a także samopoczucia. Jest pełne w magnez, białko roślinne, potas, nienasycone kwasy tłuszczowe i witaminy z grupy B.
- Dzięki Malfoy – przyznała się całkiem poważnie, kiedy wcisnęła w siebie całe pieczywo. Chyba wszyscy Ślizgoni, których znała, wzięli sobie za punkt honoru dokarmianie panny Granger. Zacisnęła palce w piąstki. Tak bardzo nie chciała uchodzić za Smarkatą Kluskę, jak zaczął nazywać ją profesor Snape, ale ona nie była w stanie zrobić czegokolwiek, aby to zmienić. Jej wewnętrzne dziecko schowało się do kąta zażenowane. Pragnęła być silną kobietą, jaką kiedyś była, ale jak zwykle jej to nie wychodziło, jak zwykle demony przeszłości ciągnęły ją w dół. Podniosła na niego wzrok. - Chcesz zostać na noc w zamku? - zapytała, starając się, żeby chłopak nie wrócił do tematu jej odżywiania.
- To zależy od ciebie.
- Słucham?
- Chciałaś, żebym zabrał cię ze sobą, tak? - oparł się o blat, kładąc ręce po bokach. - Więc wrócimy, kiedy będziesz chciała. Możemy po kolacji albo po jutrzejszym meczu. Możemy w ogóle tam nie iść.
- Dlaczego w ogóle to robisz? - wydusiła z siebie pytanie, które siedziało w niej od dłuższego czasu. Chłopak wziął głębszy wdech i ponownie oparł się o skraj szafki kuchennej, zakładając ręce na piersi.
- Po prostu się martwię. Martwię się z Magomedycznego punktu widzenia, martwię się z punktu widzenia osoby, która cię kiedyś znała.
- Malfoy, a co z twoją specjalizacją? - odbiła piłeczkę, zmieniając temat.
- Nie ma co opowiadać - zauważyła jak zacisnął nerwowo szczękę.
- Dlaczego, co się dzieje?
- Ministerstwo odrzuciło kolejny raz mój wniosek. Oświadczyli, że jeżeli przedstawię im historię choroby pacjenta i ukarzę podstawę do leczenia, to może, podkreślam, może będą skłonni, aby rozpatrzyć mój wniosek. - chwycił jej pusty talerz i wstawił do zlewu. - Więc tak wygląda sprawa z Ministerstwem, nic się nie zmieniło, wciąż siedzą tam zadufane gnojki i uważają, że psychiatria nie jest wcale potrzebna, jakby się w ogóle na tym znali.
- Przykro mi – przyznała szczerze.
- Mnie też jest przykro, bo wiem i zdaje sobie sprawę ile czarownic i czarodziejów, zmaga się z chorobami psychicznymi, ile osób z nich potrzebuje pomocy. Wiem, bo sam byłem taką osobą – spojrzał gdzieś za okno, wracając myślami w przeszłość. - Również przeszedłem terapię, również szukałem pomocy. - chrząknął po chwili, przeczesując palcami włosy. - To jak, odwiedzimy Hogwart? Czy darujemy sobie? - odezwał się nieco cieplejszym tonem, zmieniając temat.
- Odwiedzamy – odpowiedziała po dłuższej chwili dość pewnym siebie głosem. Mogła zauważyć na ustach Ślizgona mały i dość nieśmiały uśmiech, zapewne niezauważalny dla mało spostrzegawczego obserwatora.
Ze stolika w salonie zgarnął swoją różdżkę i spojrzał na nią, jak żegnała się ze swoim kotem, drapiąc go za uchem i szepcząc parę ciepłych słów, patrząc mu przy tym głęboko w złote oczy. Malfoy wywrócił oczyma niczym Snape widząc te czułości Gryfonki ze sierściuchem.
Wyciągnął w jej stronę ramię, które po chwili przyjęła. Odrobinę mocniej zacisnęła palce na jego ramieniu, przypominając sobie ostatni raz teleportację z profesorem Snape’m, która nie była wcale przyjemna. Rzucił jej ostatnie, krótke spojrzenie i poczuli mocne szarpnięcie w okolicy pępka. Zniknęli z głośnym pyknięciem zostawiając Krzywołapa samego.
Znaleźli się na kamiennej ścieżce, która prowadziła przez błonia do Hogwartu. Tak nagle, tak niespodziewanie poczuła zaciskający się supeł w żołądku. Starała się nie patrzeć na swojego towarzysza, aby nie zdradzić mu, jak strasznie się boi tego, co ma niedługo nastąpić. Była w Hogwarcie, w którym miejscu spędziła siedem lat swojego życia, które kiedyś było jej azylem, opoką. Widziała w oddali sowiarnię, chatkę Hagrida u zbocza wejścia do Zakazanego Lasu, a także jezioro, które zamieszkiwało wiele magicznych stworzeń. Chłodny wiatr otulił ich ze wszelkich stron, a ona wciągnęła powietrze, starając się uspokoić, starając się nie myśleć o potężnym i majestatycznym zamku, do którego się kierowali. Granger była tak zatopiona w swoim wyimaginowanym świecie, że obcas niefortunnie wbił się pomiędzy kamienie i o mało co, nie poleciałaby jak długa przed siebie. Na szczęście refleks Malfoya włączył się na czas i szybko ją złapał, stawiając do pionu. Wyciągnął w jej stronę ramię, a ona spojrzała na nie nieśmiało.
- Spokojnie, nie pogryzę cię – wsunęła dłoń pod jego ramię, czując się już nieco pewniej, stąpając po kamiennej ścieżce.
Po kilku minutowym marszu znaleźli się na dziedzińcu. Wokół nich teleportowali się czarodzieje, którzy zapewne byli dawnymi absolwentami Hogwartu. Żwawo rozmawiając w grupach, kierowali się ku otwartym drzwiom. Wciąż trzymając Draco pod ramię, wskazała dłonią na bramę, gdzie zaczęły zbliżać się wozy zaprzężone przez Testrale. Również je widzę, wyszeptał Draco, patrząc w to samo miejsce. Oczywiście, że je widział, również jak ona, spotkał się ze śmiercią, która pozwoliła im teraz dostrzec te magiczne stworzenia, łudząco przypominające konie, z wielkimi skrzydłami niczym u nietoperza. Minęli powóz, z którego wysiadła jakaś tęga czarownica i stanęli u progu głównych drzwi. Draco posłał jej spojrzenie, lekko unosząc kąciki ust w górę, starając się dodać jej otuchy.
- W każdej chwili możemy wrócić, dobrze? - a ona pokiwała głową, zgadzając się z nim.
W twarz uderzyła ją czysta magia. Magia, której nie czuła od dawna. To był Hogwart, ten słynny Hogwart, gdzie spędziła siedem lat. To tutaj pożegnała bliskich przyjaciół, którzy zginęli podczas bitwy, to tutaj biegała po korytarzach jako pani Prefekt Naczelna, upominając młodszych uczniów o zakazie czarowania poza salami lekcyjnymi. To tutaj narodziła się jej przyjaźń z Harrym i Ronem. Tutaj otrzymała swoje pierwsze w życiu szlabany, to tutaj pierwszy raz się zakochała. To tu się wszystko zaczęło. Zagryzła wargę, czując zbierające się w oczach łzy. Malfoy chyba zauważył jej zmianę, bo po chwili zaczął szeptać w jej stronę parę słów, ale nie wiedziała, co do niej mówi, wszystko było jakby przez mgłę. Jedynie była pewna, że jego głos był cieplejszy niż zazwyczaj. To był ten nowy Draco Malfoy, do którego jeszcze nie przywykła.
Czuła się trochę dziwnie, a jednocześnie nieco pewniej idąc w tłumie czarodziei pod rękę z Malfoyem. Schyliła nieco głowę, maskując swoje czerwone oczy, starając się tym samym ukryć od wścibskich spojrzeń innych, również kroczących korytarzami Hogwartu. Wiele osób widziało ją po raz pierwszy od zakończenia wojny, wciąż nazywając ją bohaterką wojenną, którą ona się nie czuła. Udało im się przejść przez pierwszy tłum i zaczęli wdrapywać się po schodach, a u ich szczytu stał nie kto inny jak Argus Filch, ze swoją kotką panią Norris, która dumnie siedziała na jego ramieniu. Woźny skłonił głową na byłego Ślizgona, a Malfoy odpowiedział mu tym samym. Zawsze mieli ze sobą dość dobre stosunki. Hermiona również lekko kiwnęła głową na powitanie, chociaż Argus Filch łapał na nią złowrogo, zresztą jak na każdego Gryfona w tym zamku.
Nad ich głowami zaczęły krążyć duchy. Wśród nich był Krwawy Baron, rezydent Slytherinu, a tuż za nim lewitował Prawie Bezgłowy Nick, który swoimi czasy pilnował uczniów z Domu Lwa, przypominając o zakazie łamania szkolnego regulaminu. Zauważyła wśród nich Jęczącą Martę, która nigdy nie opuszczała swojej łazienki dziewcząt znajdującej się na pierwszym piętrze. Marta wydawała się nieco pogodniejsza niż zazwyczaj.
Znaleźli się praktycznie u wejścia do Wielkiej Sali, ale Hermiona nie chciała tam wchodzić. Jej spojrzenie zatrzymało się na magicznych sztalugach, które lewitowały w górze, upamiętniając wszystkich poległych w Drugiej Bitwie Czarodziejów. Wypuściła ramię Draco i zbliżyła się do pierwszej sztalugi, a czarno-biały portret ukazał ruchomą postać uśmiechniętego Gryfona, Colina Creeveya. Zacisnęła mocno wargi, czując krew na języku. Supeł w żołądku zacisnął się jeszcze bardziej, przypominając o dawce alkoholu, którą spożyła wcześniej na pusty żołądek. Sunęła dalej wzrokiem i spojrzała na nią Lavender Brown, a tuż obok niej był uśmiechnięty od ucha do ucha Fred Weasley. Remus Lupin wraz ze swoją ukochaną u boku, Nimfadorą Tonks, niestety również się tam znaleźli.
Spojrzała w górę, a u szczytu wisieli Bohaterowie Wojenni, otoczeni złotą poświatą, tak by nikt nie mógł ich przeoczyć. Na wszystkich zgromadzonych spoglądał słynny Harry Potter, ten sam chłopiec, który pokonał Lorda Voldemorta. Tuż obok niego wisiał Ronald Weasley i ona Hermiona Granger, która na tym ruchomym portrecie była uśmiechnięta, zapewne to zdjęcie było wykorzystane jeszcze za czasów szkolnych, gdy uczęszczała do Hogwartu. Zacisnęła piąstki, czując ponowny ścisk w żołądku. Nie była bohaterką wojenną, nie czuła się nią, ani przez chwilę. Wyczuła, że ktoś się zbliża, że ktoś staje obok niej. Nie musiała się odwracać, by zdać sobie sprawę, że zjawił się Draco. Milczał tak samo, jak ona. Uniosła niepewnie wzrok na niego, spoglądając czerwonymi oczami, w platynowe spojrzenie Ślizgona. Tak bardzo chciała ukryć swoje emocje, tak strasznie nie chciała, żeby wiedział, jaka walka rozgrywa się w jej duszy, że stanie tutaj pośród portretów upamiętniających ofiary wojny, nie jest wcale dla niej takie łatwe. Nie minęło może dziesięć minut, jak jest w murach zamku, a jej wewnętrzne dziecko zapragnęło znaleźć się z Krzywołapem w mieszkaniu. Pokręciła głową, krocząc dalej ku sztalugom, robiąc miejsce innym czarodziejom, którzy również pragnęli zapoznać się z wystawą upamiętniającą ofiary bitwy. Mijała portrety uczniów, których widziała na zajęciach, czy biegających na szkolnych korytarzach. Obok nich znaleźli się również członkowie ich rodzin. Sunęła wzrokiem po twarzach, było ich tak wiele, jakby wystawa nie miała mieć końca. Ponownie zagryzła wargę do krwi. Neville, kochany Neville Longbottom patrzył na nią, a przy nim była Luna, ta zwariowana i czasem niezrozumiała przez innych Luna Lovegood. Dotknęła dłonią policzka przyjaciela, czując jak, łza spływa po jej twarzy.
Wyczuła, że Draco odszedł, zostawił ją samą. Obróciła się za siebie i ujrzała go, wpatrującego się w czarno-biały portret, uśmiechniętego Blaisa Zabiniego. Tego samego Blaisa, z którym chłopak spędził prawie wszystkie lata szkolne, którego mógł nazwać swoim jedynym przyjacielem. Podeszła ostrożnie do niego, również zatrzymując spojrzenie na uśmiechniętej twarzy byłego Ślizgona. Draco miał ręce założone na piersi, a jego barki były wyprostowane. Zerknęła na jego twarz, był opanowany, nie znalazła w nim żadnych emocji, jakby był już dawno pogodzony z odejściem przyjaciela. A może to, że jest Uzdrowicielem, sprawiło, że nie raz oglądał śmierć innych, nie raz asystował przy stole operacyjnym, gdzie nieszczęśliwe dusze przegrały walkę. Jego zawód nakazał mu radzić sobie z emocjami, a to, że interesował się również psychiatrią i psychologią, pragnąc stworzyć nowy oddział w Św. Mungu, sprawiły, że jeszcze łatwiej było mu radzić sobie z emocjami niż innym. Draco szybko się zreflektował, potrząsnął głową, odrzucając od siebie wspomnienia przyjaciela.
Milcząc, dalej kroczyli przed siebie, a koło nich pojawiały się twarze poległych. Wciągnęła mocniej powietrze, nie mogąc ruszyć się dalej, jakby została spetryfikowana. Poczuła, jak spadała przez lodowatą głębię oceanu, jak zimne języki zaczęły muskać jej ciało. Na chyba możliwie największym płótnie, spoglądał na nich Severus Snape, we własnej osobie. Jego brew jak zwykle sunęła ku górze, nadając jego twarzy charakterystyczny wygląd. Czarno-biały portret jeszcze intensywniej podkreślał czerń jego oczu, a ciemna szata, która na nim wisiała, dodała mu jeszcze większej mroczności, niż zazwyczaj. Czuła się nieswojo, patrząc na niego, jako jednego z poległych w bitwie, wiedząc, że on wciąż jest wśród nich, że wciąż stąpa po ziemi, rzucając na około swoim wrednym charakterem, czy humorkiem, który rozumieli tylko nieliczni. Czarne oczy patrzyły na nią, a Hermiona była pewna, że gdyby stał obok niej, ramię w ramię, nazwałby ją Smarkatą Kluską. Delikatnie uśmiechnęła się pod nosem, wędrując myślami do kamiennego domu w Rye, gdzie zapewne w fotelu siedział mężczyzna, popijając kawę, albo stojąc nad kociołkiem, warząc piekielnie trudny eliksir.
- To by się wszyscy zdziwili – odezwał się Malfoy z wrednym uśmieszkiem na ustach spoglądając na swojego wuja.
Dzień dooobry! ♥
Sporo czasu minęło od ostatniego rozdziału. Był to dość intensywny i wymagający czas. Niemniej jednak pozwoliłam sobie zabrać Was w małą podróż i znaleźliśmy się w murach Hogwartu.
I jakie Ci się podobało?
Śmiało podziel się swoją opinią w komentarzu, będzie mi niezmiernie miło przeczytać parę słów od Ciebie 💕
Najmocniej Was przepraszam, ale nie mam pojęcia dlaczego tekst nie został wyjustowany. Na laptopie wszystko jest idealnie, ale już na telefonie widzę, że z tekstem coś jest nie tak i nie mogę tego zmienić. Tylko trzasnąć Avadą tego bloggera...
Kolejny rozdział pojawi się w kwietniu, także uważnie wyczekujcie sowy! Do usłyszenia 🤗
Całuję,
Jazz ♥