poniedziałek, 19 kwietnia 2021

Rozdział 14 - Atak paniki

Ramię w ramię weszli do Wielkiej Sali. Została ona powiększona kilkukrotnie, aby mogły się tam zmieścić elegancko przystrojone okrągłe stoły. Cały wystrój był w delikatnych kremowych barwach, aby nie został intuicyjnie ukierunkowanym z jednym z czterech domów w Hogwarcie. Czarodzieje zajmowali stoliki albo stali w licznych grupkach wesoło ze sobą rozmawiając. Hermiona zauważyła wiele twarzy ze swojego rocznika oraz o rok młodszych, którzy w tym roku zakończyli naukę w Hogwarcie. Znaleźli się wśród całego grona zebranych, także starsze pokolenia czarodziei, których nigdy niedane jej było spotkać. Przełknęła nerwowo ślinę. Czarodzieje w eleganckich szatach krążyli wokół niej, kiwając głową na powitanie, a parę osób odważyło się do niej podejść. Hermiona bardzo szybko, taktownie i delikatnie, kończyła rozmowę, starając się, aby nie skończyła się ona na temacie wojny. Dracona co rusz zaczepiali czarodzieje, dziękując za opiekę podczas jego dyżuru w Św. Mungu. Ślizgon ze szlachecką gracją kiwał nieznacznie głową w podziękowaniu.


Niedługo się zacznie, szepnął do niej Malfoy. Kiwnęła głową, wciąż czując silny ścisk w żołądku. Wśród tłumu zauważyła rudowłose czupryny, a po chwili została zmiażdżona w uścisku Molly Weasley. Kobieta chwyciła ją za policzki, wypominając jej jak to zmizerniała od ostatniego ich spotkania. Zauważyła obok niej Malfoya, który wyciągnął ku niej dłoń na powitanie. Czarownica bez większych uprzedzeń przytuliła go jak wcześniej Hermionę, a Draco delikatnie się spiął. Kompletnie nie spodziewał się tak ciepłej reakcji. Panna Granger mogła zauważyć na jego policzkach delikatny rumieniec. Molly zaprowadziła ich do stolika, gdzie czekali już pozostali członkowie jej rodziny. Artur również zamknął ją w silnym uścisku jak jego żona, a potem została tulona przez Fleur, która coraz zgrabniej mówiła po angielsku. Bill i Charlie również ciepło się z nią przywitali, tak samo George ze swoją małżonką Angeliną.


Hermiona spotkała się z pytającym spojrzeniem Harry’ego, Ginny oraz Rona. Nie powiadomiła ich o swoim przyjściu, o zmianie decyzji, ale mogła zauważyć mały błysk w ich oczach. Mogła wywnioskować, że byli szczęśliwi i dumni z decyzji, jaką podjęła. Została przez nich wyściskana, a rudowłosa szepnęła do niej, że wygląda obłędnie. Hermiona delikatnie zarumieniła się na te słowa. Już miała zasiąść do stolika, nim obróciła się w tył. Draco wciąż stał z boku. Podeszła do niego, pod bacznym spojrzeniem przyjaciół, którzy dopiero teraz zauważyli przyjaciółkę w towarzystwie szlachcica.


- Jesteś w dobrych rękach Granger, zostawię cię już – oświadczył, robiąc krok w tył, a Hermiona spanikowana, lekko chwyciła go za łokieć. Spojrzał na jej drobną piąstkę, zaciśniętą na jego marynarce. Wcale nie chciała, aby odchodził, to dzięki niemu wciąż znajduje się w zamku i jeszcze z niego nie uciekła. Ponownie poczuła nieprzyjemny ścisk w żołądku. Rozejrzała się, a ludzie powoli zaczęli zajmować miejsca przy stolikach.

- Proszę, zostań z nami – wskazała dłonią na stolik.

- To nie jest dobry pomysł – powiedział cicho, a ona mogła zrozumieć, że chciał jej powiedzieć, że wcale nie jest mile widzianą osobą w tym gronie. Zauważyła w jego spojrzeniu mały błysk żalu. Nie miał tu nikogo. Był tutaj sam, bez rodziny, bez przyjaciół.

- Znajdzie się wolne miejsce – odezwał się Harry, który zjawił się obok nich. Hermiona zerknęła na przyjaciela, który obrzucił łagodnym spojrzeniem byłego wroga. Co prawda zakopali topór wojenny na siódmym roku, ale nigdy nie kwapili się zbytnio, aby ze sobą rozmawiać. Draco wyglądał na lekko zdezorientowanego takim obrotem spraw. Najpierw wpadł w ramiona Molly Weasley, a teraz sam Harry Potter oferuje, żeby z nimi został. - Jakoś przeżyję ten wieczór z tlenioną fretką – dodał, a na ustach Draco pojawił się nikły uśmiech.

- Niech ci będzie Potter, robię to tylko dla Granger – a Hermiona zrobiła oczy, niczym pięć galeonów. Oczywiście nie mogło być inaczej, gdyby nie dostała ze strony Harry'ego pytającego spojrzenia.


Zajęli swoje miejsca, a Draco przywitał się ze wszystkimi lekkim skinieniem głowy. Siedział dumnie wyprostowany, a na jego twarzy pojawiła się maska, jaką zwykle raczył nosić profesor Snape. Molly wraz z Arturem zajęli stolik obok, zajmując miejsca wśród innych starszych czarodziei, w tym ciotki Muriel. Zauważyła jak Ginny niespokojnie się kręci, aż w końcu pochyliła się w jej stronę.


- Wczorajsza akcja była mistrzowska!

- Ginny, daj spokój – westchnęła lekko zażenowana.

- Zrobiłaś to z pełną gracją i taktem – dołączył się Potter, a Hermiona wywróciła oczami. Zauważyła jak Draco, lekko się przysunął zaciekawiony. Spojrzała na niego spod byka w myślach mordując Ginny, która właśnie się odezwała.

- Hermiona wczoraj dała kosza jednemu chłopakowi – oświadczyła Ginny tłumacząc całą sytuację Ślizgonowi. Ten natomiast podniósł brew ku górze.

- Odrzuciłam wczoraj Maxa – spojrzała na niego zrezygnowana. - Zaprosił mnie na kawę, ewidentnie chcąc czegoś więcej niż tylko kawy – wzruszyła ramionami, a po chwili spłonęła purpurą, zdając sobie sprawę, co właśnie powiedziała. Czym prędzej spuściła głowę zażenowana.

- Profesor McGonagall właśnie weszła na podest – odezwał się Bill, ratując ją tym samym przed krępującą rozmową, w której uczestniczyła.

Spojrzała na początek sali, a tam, gdzie zwykle stał długi, masywny dębowy stół dla grona pedagogicznego, znalazła się mała scena, na którą weszła obecna dyrektorka szkoły Minerwa McGonagall. Kobieta jak zwykle prezentowała się elegancko w szytej na miarę szacie, a gdy jej spojrzenie, wśród tłumu wyłapało Hermionę, dawna uczennica szybko odwróciła wzrok, wpatrując się w swoje dłonie. Wypuściła ciężko powietrze z płuc, wcale nie zagłębiając się w przemowę, którą rozpoczęła dyrektorka. Mimo że była w Wielkiej Sali, tak naprawdę ona i jej wewnętrzne dziecko znajdowali się daleko stąd, daleko poza murami Hogwartu w wyimaginowanym przez nią świecie. Nie zdała sobie sprawy, kiedy przemówienie dobiegło końca, a wszyscy zebrani wstali od stolików i unieśli różdżki w górę, upamiętniając poległych w bitwie. Nie wiedząc, co ze sobą zrobić, chwyciła kieliszek z musującym winem i uniosła go w górę, imitując swoją różdżkę. Draco zerknął przelotnie na nią, zdając sobie sprawę, że nie ma różdżki ze sobą, że wciąż się boi magii, o której wspominał mu Snape. Zasiadła ponownie do stolika wypijając naraz całą zawartość kieliszka, marząc jedynie o tym, aby uciec jak najdalej stąd. Przymknęła powieki wyobrażając sobie jak siedzi w fotelu kamiennego domy w Rye albo jak znajduje się w księgarni jak podczas remontu, z rozwalonymi kartonami po książkach, wśród zapachu świeżej farby. Albo jak siedzi i zajada się pizzą z profesorem eliksirów, albo jak siedzi z tym samym profesorem i milczą, a ta cisza pomiędzy nimi wcale nie jest krępująca, jak mogłoby się zdawać. W jakiś dziwny i kuriozalny sposób zdała sobie sprawę, że zaczęła się przyzwyczajać do obecności tego mężczyzny. Lubiła, kiedy się zjawiał bez powodu, tak po prostu.


- Słyszałem, że dostałeś kolejny awans, Potter – odezwał się Malfoy, przełamując ciszę. - Byłem ostatnio w Ministerstwie i obiło mi się co nieco o uszy.

- Awansowałem na starszego aurora.

- No nieźle – podsumował Malfoy chwytając kieliszek.

- A ty, co porabiasz? - odezwała się Fleur.

- Jestem Uzdrowicielem w Św. Mungu – odpowiedział Draco, a większości z nich opadły szczęki. Kto by się tego spodziewał po byłym Ślizgonie.

- A co robiłeś w Ministerstwie? - zapytała Ginny. Ta to naprawdę ma niewyparzony język, pomyślała Hermiona, spoglądając na przyjaciółkę. Draco nie wyglądał na zaskoczonego ani urażonego tym pytaniem. Odstawił kieliszek i spojrzał uważnie na każdego.

- Składałem wniosek w Ministerstwie o utworzenie nowej dziedziny Magomedycyny, nowego oddziału. - patrzyli na niego z wyczekiwaniem. - Utworzenie psychiatrii – dodał.

- I co? Jak poszło? - dołączył się do rozmowy Bill. - Otworzą?

- Nie. Składam wniosek od ponad dwóch lat, a ci uważają, że taka specjalizacja nie jest potrzebna w magicznym świecie.

- Wśród mugoli to coś normalnego chodzić do takich specjalistów, ludzie się tego nie wstydzą – powiedział Potter, zwracając na siebie uwagę Weasleyów. - Tak samo, jak ktoś dba o swoje ciało, trenuje, zdrowo się odżywia, tak samo chce zatroszczyć się o swoją głowę, swój umysł, który jest również ważny. Zdaje sobie sprawę, że Malfoy może mieć rację. Ministerstwo jest zbyt pewne siebie, aby stworzyć taką specjalizację. Czarodzieje są zbyt dumni i pyszni, by przyznać się, że w naszym świecie taka pomoc jest potrzebna – podsumował, a wszyscy pokiwali głowami, zgadzając się z nim. Kiedy ten Harry tak wydoroślał?, pomyślała Hermiona, spoglądając z podziwem na przyjaciela.


Na stole pojawiła się zastawa, a na niej pachnąca pieczeń z różnymi dodatkami. Również pojawiło się kilka innych rodzajów mięs, ryb, czy gorących zup. Pod bacznym spojrzeniem Malfoya nałożyła sobie kawałek pieczeni i kilka brokułów. Siedziała w ciszy pośród rozmów towarzyszy, kłując niezdarnie w kawałek mięsa, będąc zbyt spiętą i zdenerwowaną, by zjeść nawet kęs tych smakowicie wyglądających potraw, przygotowanych przez Skrzaty.


Gdzieś w tłumie pomiędzy siwobrodym czarodziejem, a Hagridem ujrzała Augustę Longbottom, babcię Neville'a. Była ona starszą, elegancką kobietą, noszącą ogromny kapelusz z wypchanym sępem na czubku. Ubrana była w zieloną suknię, a na krześle miała zawieszoną czerwoną torebkę. Uniosła kieliszek w górę, przechylając zawartość do ust, a wtedy jej spojrzenie spotkało się z panną Granger. Hermiona poczuła, jak nagle zaczęło być jej gorąco, znikąd pojawił się ból głowy, a dłonie zadrżały niebezpiecznie. To nie było drżenie spowodowane Cruciatusem, to było inne, zbyt nerwowe i trudniejsze do opanowania. Odłożyła widelec na talerz i odsunęła krzesło, pragnąc opuścić jak najszybciej Wielką Salę. Draco zauważył jej poczerwieniałe policzki i nierówny oddech. Również odsunął krzesło i zanim skierował się za nią, podniósł dłoń na Pottera, dając mu znak, że to on powinien pójść. Szybkim krokiem wyszedł z Wielkiej Sali, nie obracając się za siebie. Nie interesowało go, czy ktoś patrzył ciekawskim spojrzeniem, czy wywołało to falę plotek i poruszonych komentarzy. W drzwiach minął się z panem Filchem wraz z panią Norris na ramieniu. Korytarze uderzyły go chłodnym podmuchem. Pośród sztalug, upamiętniających ofiary Drugiej Wojny Czarodziejów zauważył skrawek białej sukni, jak znika za zakrętem. Pobiegł tam i spostrzegł ją, jak znika za drzwiami jednej ze sal. Ostrożnie wślizgnął się do środka, zauważył, jak siedziała w kącie, próbując złapać oddech. Powoli się zbliżył. Oczy miała pełne łez, dusiła się, nie mogąc nabrać życiodajnego tlenu. Nie rozumiała, co jej ciało zaczęło z nią wyprawiać, dlaczego nie potrafi nad nim zapanować, dlaczego wszystko stało się takie rozmazane, dlaczego drżą jej mięśnie, a supeł w żołądku ponownie zacisnął się boleśnie.


- Czujesz, że lęk całkowicie cię obezwładnił. To atak paniki – jak przez mgłę usłyszała spokojny, wręcz kojący głos Uzdrowiciela. Przysiadł się na posadzce obok niej. - Jestem tutaj z tobą, jesteś bezpieczna, nic ci nie grozi. Oddychaj ze mną, dobrze? Policzymy razem do dziesięciu. 1… 2… 3… 4...

- 5… 6… - zachłysnęła się powietrzem.

- 7… 8… 9...

- 10…


Doskonale wiedział, że przy ataku paniki nawet najmniejszy dotyk może palić żywym ogniem, może boleć, może sprawić, że druga osoba się wystraszy, zamknie się w sobie jeszcze bardziej. Spojrzał na jej zapłakaną twarz i lekko drżące dłonie. Przemówił spokojnie, starając się, aby jego słowa nie wystraszyły Hermiony, znajdującej się obok niego.


- Czy mogę cię dotknąć? - zapytał, a ona pokiwała niepewnie głową. Wyczuła, jak ostrożnie chwyta jej prawą dłoń i kładzie na swoim sercu. Biło ono harmonijnie, jego klatka piersiowa unosiła się miarowo w górę i w dół. - Spokojnie weź głęboki wdech – poinstruował ją. Poczuła, jak oddycha razem z nią, czuła, jaki jest spokojny.

- Ja umieram...

- Nie umierasz, to się dzieje tylko w twojej głowie, strach próbuje przejąć nad tobą całkowitą kontrolę. Jestem tutaj cały czas, nic ci nie grozi – kolejny głęboki wdech. - Będę tak długo, jak będziesz tego potrzebować.

- Mogę cię przytulić? - zapytała tak nagle, wciąż próbując złapać oddech.

- Jasne, chodź.


Otworzył szeroko ramiona, a ona niezdarnie się w nie wtuliła. Oparła swoją głowę o jego klatkę piersiową, a prawą dłoń wciąż miała na jego sercu. Przymknęła powieki, starając się skupić na tym, jak Draco oddycha. Robił to spokojnie, a ona podświadomie starała się mu dorównać. Oddychali razem miarowo, a Hermiona poczuła, że powoli zaczyna się uspokajać. Jakiś demon, który kradł jej życiodajny tlen, zaczął się oddalać, przez co jej wewnętrzne, nieco zapłakane dziecko wyszło z kąta, ocierając łzy. Tkwiła w dziwnej bańce, która w jakiś nieopisany sposób ją chroniła, która zapewniała jej bezpieczeństwo. Nie wiedziała wraz ze swoim wewnętrznym dzieckiem, czy były to silne ramiona Malfoya, które w jakiś dziwny i pokręcony sposób zapewniły jej ten stan ducha, czy jeszcze inny fakt, którego nie mogła zrozumieć. Wciągnęła do płuc zapach perfum chłopaka, które bądź co bądź były przyjemne.


Nagle przyszła jej myśl, że te silne ramiona Uzdrowiciela są całkiem przyjemne, ale chciała z nich się wydostać, chciała znaleźć się w innych ramionach, które już raz ją trzymały w silnym uścisku, a było to wtedy, kiedy wylała z siebie silne emocje, wiążące się z chorobą, z którą zmagała się pani Morgan. Czuła jakby to było dziś, kiedy ramiona Snape’a przygarnęły ją do siebie. Próbowała sobie wyobrazić, że tutaj jest, że zamiast młodszego Ślizgona jest ten nieco starszy Ślizgon z hipnotyzującym hebanowym spojrzeniem.


- Pachniesz miętowymi pralinami – stwierdziła cicho, wciąż wsłuchując się w bicie jego serca. Gdyby tylko na niego spojrzała, mogłaby ujrzeć na jego ustach delikatny uśmiech. - Co to było właściwie? Co się ze mną działo?

- Miałaś atak paniki. Jest to pojęcie dość szeroko rozumiane, a czasem trudno jest je zdefiniować.

- Opowiesz mi o tym? - przymknęła powieki, wciąż słuchając bicia jego serca.

- Jest to stan silnego lęku, który ukazuje się nagle lub wskutek stresu, o różnorodnym nasileniu. Samo uczucie lęku wzrasta, gdy osoba nim dotknięta zaczyna się skupiać na doznaniach ciała, które jej wysyła: przyśpieszonym oddechu czy biciu serca. Osoba, którą dotknęło to zjawisko, zaczyna obawiać się o swoje zdrowie, ma głębokie myśli, które mówią jej, że umrze, że nie będzie w stanie oddychać, zaczerpnąć powietrza. - mówił spokojnie, a ona łapała każde jego słowo. - To wszystko powoduje, że objawy somatyczne nasilają się, co doprowadza do hiperwentylacji, co za tym możesz rozumieć przyśpieszonym, lub nadmiernie głębokim oddychaniu.

- Trochę to skomplikowane. Przejdziemy w inne miejsce? - zaproponowała. Draco pokiwał głową i podał jej dłoń, pomagając jej wstać z podłogi.

- Chołoszczyćmachnął różdżką, a jej suknia stała się ponownie śnieżnobiała. Nawet nie miała pojęcia, że całą ją wybrudziła, siadając na zakurzonej posadzce. Również oczyścił swoją koszulę, która miała na sobie resztki makijażu Gryfonki. - Wieża Astronomiczna? - pokiwała głową. - Szkoda, że już nie ma Pokoju Życzeń, lubiłem spędzać tam czas – odezwał się, kiedy przemierzali korytarze.


Minęli bibliotekę astronomiczną, a następnie wdrapali się na schody prowadzące na pierwsze piętro wieży, minęli je i znaleźli się na ostatnim, drugim piętrze. Wieża Astronomiczna była najwyższą wieżą w Hogwarcie, to tutaj odbywały się zajęcia z astronomii z profesor Aurorą Sinistrą. Ze względu na specyficzny charakter zajęć, odbywały się one jedynie o północy. Hermiona zbliżyła się do barierki, obserwując rozgwieżdżone niebo, które okryło zamek. Wzięła głęboki wdech, czując w płucach dziwną ulgę. Draco nie podszedł, stał dokładnie w tym samym miejscu, w którym rozbroił Dumbledore’a kilka lat wcześniej. Zdawało się, że przywrócił do siebie wspomnienia, gdyż miał lekko zamglony wzrok. Długo mu nie zajęło, aby się zreflektować. Bez większego problemu wyczarował dwa fotele z kocami oraz stolik, na którym były dwa parujące kubki herbaty oraz parę przekąsek. Zasiadł na fotelu, okrywając się kocem.


- Muffliato – zatoczył nad sobą różdżką. - Nie mam ochoty, obawiać się, że ktoś nas może podsłuchiwać – odpowiedział kiedy również zajęła fotel, wcześniej ściągając ze stóp niewygodne szpilki. Podkuliła nogi pod brodę i okryła się kocem. - Podejrzewasz, dlaczego dostałaś ataku paniki, wiesz, skąd to się wzięło?

- Chyba wiem – spojrzała na niego znad parującego kubka.

- Chcesz mi o tym opowiedzieć?

- Wszystko się zaczęło jak ujrzałam babcię Neville’a, panią Augustę Longbottom – powiedziała cicho. - Nikomu nigdy nie opowiadałam jak zginął Neville – odłożyła kubek na stolik, by móc zacząć wykręcać palce w akcie zdenerwowania. - Wtedy, kiedy Neville zabił Nagini byliśmy razem w zamku. Wokół wszędzie byli śmierciożercy, wszędzie latały śmiertelne zaklęcia. W pewnym momencie jeden z nich mnie rozbroił, potraktował mnie Cruciatusem. Nie wiem, ile to trwało, ile mnie torturował, gdy nagle Neville stanął w mojej obronie. Walczył z nim jak równy z równym. Udało mi się chwycić różdżkę, ale było za późno. Neville… on… - załkała. - On rzucił się, biorąc na siebie Avadę, która powinna być dla mnie. Osłonił mnie własnym ciałem – spojrzała na niego przekrwionymi oczami.

- Co było dalej?

- A wtedy Luna, która to wszystko widziała, podeszła do mnie. Nie płakała, miała na twarzy uśmiech, który zawsze nosiła. Spojrzała mi głęboko w oczy i wiesz co, mi powiedziała swoim melodyjnym głosem? Idę się spotkać z Nevillem, nie zdążyłam mu powiedzieć, że go kocham… Luna, ona… ona… rzuciła się pod Avadę, która miała być wymierzona w jakiegoś Puchona. Rozumiesz? Zginęła, żeby być z Nevillem. Zginęła przeze mnie! Gdybym nie ja, gdybym tylko nie straciła różdżki z dłoni, Neville by tu był, oboje by tu byli!

- To nie jest twoja wina – przysunął swój fotel, nieco bliżej niej. - Nie możesz brać na swoje barki jego śmierci. Zginęło wiele istnień. Niestety wojna zabrała ze sobą bogate żniwa, naszych przyjaciół czy rodzin. Ale to nie zmienia faktu, że ty popełniłaś błąd, Hermiono. To nie jest twoja wina. Broniłaś się, stałaś w obronie wszystkich tu obecnych. Broniłaś siebie, broniłaś mnie, Pottera, czy nawet Severusa, broniłaś każdego z nas.

- Ale oni nie żyją...

- To prawda, nie żyją. Ale ty żyjesz i nosisz ich tutaj – wskazał na swoje serce. - Oni cały czas są tutaj. Ich pamięć nigdy nie zginie.

- Czy… czy to właśnie była terapia? - pociągnęła niezdarnie nosem, a Draco uśmiechnął się lekko.

- Jeśli ma ci to pomóc, możemy nazwać naszą rozmowę czymś na kształt terapii.


Przymknęła powieki, nie mogąc określić uczuć, które właśnie hulały w jej duszy. Był on jedyną osobą, która tak naprawdę dowiedziała się, że Neville zginął, chroniąc ją własnym ciałem, a Luna, targnęła się na życie pragnąc znaleźć się u boku Neville’a, któremu nie zdążyła wyznać swoich uczuć. Tragizm ich miłości sprawił, że zadławiła się swoimi łzami. To oni powinni tutaj teraz siedzieć, trzymając się za ręce i spoglądając na księżyc, który się rozciągał na ciemnym niebie. Jej nie powinno tutaj być, nie zasłużyła na to, powinna wraz ze swoim wewnętrznym dzieckiem kroczyć w ciemnej otchłani nicości.


- Możemy skierować twoje myśli na inny tor. Możemy porozmawiać o mnie, jeśli chcesz – zaproponował Draco, wyrywając ją z wyimaginowanego świata, w którym się znalazła. Spojrzała na niego, ocierając z kącików oczu łzy. Pokiwała głową, zgadzając się z jego pomysłem. - Co byś chciała wiedzieć?

- Mieszkasz na stałe w Rye z profesorem Snape’m? To również twój dom?

- Jestem dość częstym bywalcem w Rye – jego głos był spokojny, a Hermiona mogła wręcz skusić się na stwierdzenie, że jest kojący. Oparła głowę o zagłówek i spojrzała uważnie na niego. - Pracujemy cały czas z wujkiem nad eliksirami, cały czas się kształcę w nich, a pewnie wiesz, że ten zasób wiedzy jest wymagany w zawodzie Uzdrowiciela.

- Masz tam swój pokój?

- Tak – zaśmiał się lekko. - Pewnego dnia Snape mi oświadczył, że ma dość mojego widoku, jak śpię w salonie i postawił mnie przed faktem dokonanym, że na górze czeka na mnie pokój. Przyznam się, że po nim się tego nie spodziewałem. Było to miłe z jego strony.

- A Malfoy Manor? Wciąż tam mieszkasz?

- Po wojnie zburzyłem Malfoy Manor, wiązał się ze zbyt wieloma wspomnieniami, do których nie chciałbym wracać – spojrzał gdzieś za barierki, zatrzymując spojrzenie na księżycu. - Mieszkam obecnie w jednej z rodzinnych rezydencji, z której dość często korzystaliśmy, gdy byłem dzieckiem. Nie jestem bezdomny, jeśli tak pomyślałaś – zaśmiał się gardłowo, widząc jej minę.

- Mogę cię zapytać o coś jeszcze?

- O co?

- O profesora Snape’a.


Zapadła krępująca cisza. Draco tym razem odwrócił wzrok i zawiesił spojrzenie na swoich dłoniach. Wyglądał jakby, wewnątrz toczył walkę ze samym sobą. Nie odzywała się, nie przerywała tego pojedynku, w którym brał udział. Dała mu czas, czekała cierpliwie, nim podniósł na nią wzrok. Jego Ślizgońskie spojrzenie odnalazło jej, doszczętnie przeszywając jej duszę.


- Co chcesz wiedzieć?

- Jak to możliwe, że profesor Snape chodzi po ulicach Londynu, dlaczego bez żadnego problemu używa różdżki i nie ma za plecami Ministerstwa? - wyrzuciła z siebie pytania, które kiełkowały w jej głowie, odkąd widziała mężczyznę po raz pierwszy w księgarni. Nie miała odwagi, by zapytać go osobiście, pewnie i tak nie odpowiedziałby jej na to.

- To o czym rozmawiamy, musi pozostać między nami, dobrze?

- Oczywiście – kiwnęła głową.

- Zapewne pamiętasz, jaki był chaos w Ministerstwie podczas wojny. Voldemort miał władzę nad wszystkim, co tam się działo, a ja jako jeden z jego zwolenników miałem tam pełny i swobodny dostęp. Dzień po wygranej bitwie przez Pottera znalazłem się w Ministerstwie i zniszczyłem wszystkie rejestry, w których znalazł się Snape. Zaczynając od rejestru narodzin, zamieszkania, kończąc na posiadanej różdżce i namiarze. Oczywiście przypadkiemchrząknął znacząco. - Zniszczyłem wiele innych rejestrów, aby nikt nie mógł w późniejszym okresie zorientować się, że próbowałem usunąć tę jedną, konkretną osobę.

- Jakby profesor Snape w ogóle nie istniał.

- Dokładnie – zgodził się z nią.

- Czyli może swobodnie używać swojej różdżki w dalszym ciągu, gdyż nie jest ona nigdzie zarejestrowana? - kiwnął potwierdzająco głową. - Chyba wciąż czegoś nie rozumiem – zawiesiła na nim spojrzenie. - Jak to możliwe, że przez ten cały czas kroczy ulicami Londynu i nikt go nie spotkał od przeszło dwóch lat? Przecież przemieszcza się tak swobodnie, nie sądzę, że korzysta cały czas z zaklęcia Kameleona podrapała się po karku zdezorientowana.

- To wcale nie jest takie trudne do wyjaśnienia. Chyba nie zdziwię cię, że otacza nas magia, która może być niezwykle potężna, a oboje wiemy, że Snape jest piekielnie uzdolnionym czarodziejem. Sam osobiście go stawiam na równi z Dumbledorem.


Sposób, w jaki wyrażał się z szacunkiem i podziwem o swoim wuju, sprawiło, że poczuła, jak legnie w gruzach dzielący ich mur. Jej wewnętrzne dziecko uśmiechnęło się nieśmiało w kierunku mężczyzny spoczywającego na fotelu obok.


- Kiedy Snape doszedł do siebie po ataku we Wrzeszczącej Chacie, kazał mi nałożyć na większość część Londynu zaklęcia, które go zamaskują. W ten sposób magiczni nie mogliby wyczuć jego obecności ani nie mogliby go zobaczyć.

- Zaczekaj chwilę – poprawiła się na fotelu. - To dlaczego widzę profesora Snape’a? Przecież nie jest duchem, prawda?

- Pamiętaj, że żyjesz w świecie magii – jego głos był spokojny, jakby mówił o jutrzejszej pogodzie. - Snape jeszcze przed wojną przekazał mi dość skomplikowaną wiedzę, dzięki której nałożyłem później na Londyn, coś na kształt płachty, która chroni go przed magicznymi. Dlaczego go widziałaś? Nie brałem pod uwagę tej części Londynu, w której cię spotkał, uważałem od samego początku, że tam magiczni się nie zaszywają. Jednak byłem w błędzie do dnia, w którym spotkał cię w księgarni. Kazał mi nałożyć na nowo bariery ochronne, które zakryły już cały Londyn, włącznie z dzielnicą, w której pracujesz.

- To dlaczego wciąż go widzę?

- Chyba sam Snape tak chciał – wzruszył ramionami, a Hermiona poczuła mocniejsze bicie serca. - Mnie o to nie pytaj. Podejrzewam, że polubił księgarnię, w której pracujesz, zawsze powtarzał, że to tam idzie znaleźć najlepsze smaczki literackie i jakoś musiał przeżyć twoje towarzystwo, które wiązało się z tym miejscem – zaśmiał się głęboko.

- Czyli profesor Snape może decydować, kto może go ujrzeć? - znów kiwnął głową. - Jeśli księgarnia znajduje się pod tą płachtą ochronną, to ja zaliczam się do grona tych osób, które są w stanie go zobaczyć, prawda?

- Dokładnie. Granger – westchnął po chwili. - To, czego się dowiedziałaś, musi pozostać między naszą dwójką. Lepiej będzie, jeśli sam powiem w odpowiednim czasie wujowi, że wszystkiego się dowiedziałaś.

- Myślisz, że może być na mnie zły? - zapytała niepewnie, a jej wewnętrzne dziecko delikatnie zakryło dłońmi twarz, bojąc się usłyszeć odpowiedzi.

- Nie mam pojęcia. Snape to dość specyficzny i skomplikowany człowiek – odpowiedział dość szczerze.

- To ty go uratowałeś we Wrzeszczącej Chacie, prawda?

- Tak.

- Czy profesor Snape… czy on…

- Czy mi wybaczył, że przywróciłem go do żywych? - dokończył za nią. Hermiona niepewnie kiwnęła głową, a Draco wypuścił ciężko powietrze, chwytając za chłodną już herbatę. - Długo zajęło mi, aby doprowadzić go do stanu, w jakim się znajduje teraz. Zważając, że uczęszczałem jeszcze do Hogwartu, byłem na ostatnim roku, odbywałem praktyki u Madame Pomfrey, aby tylko mu pomóc. Zajęło mi to prawie rok, a Snape… przez dość długi czas miał mi to za złe. Wielokrotnie powtarzał, że nie powinienem go ratować, że powinien umrzeć tam.

- Dlatego te całe bariery. Dlatego nie chce, by ktoś wiedział, że żyje, prawda? Chce się ukrywać, aby inni wierzyli, że zginął podczas wojny. Tylko Malfoy… przecież nikt by go nie ścigał, został oczyszczony ze wszystkich zarzutów, za współpracę z Voldemortem. Wszyscy dowiedzieli się, że był podwójnym agentem, że tak naprawdę pracował dla Dumbledore’a przez ten cały czas. Został nawet pośmiertnie odznaczony Orderem Merlina Pierwszej Klasy.

- To jego decyzja, a ja ją absolutnie szanuje. Jeśli woli żyć, jak żyje teraz, ja nic nie mogę z tym zrobić. To on jest panem swojego życia.


Niechętnie musiała się z nim zgodzić. Było to życie ich profesora, a oni nie mogli wejść w nie z buciorami i zarządzać nim tak jak im się to podobało. Skoro Snape wolał się ukrywać, żyć w cieniu, jakby w ogóle nie istniał i miał z tego radość, spokój ducha, to dlaczego by nie. Jeśli to sprawi, że będzie odrobinę mniej gburowaty i zrzędliwy niech robi, co chce.


Draco wyrwał ją z zamyśleń, zrywając się nagle z fotela. Wyciągnął przed siebie różdżkę i stał, wpatrując się w ciemne niebo. Próbowała dostrzec to, co on, ale nie dane było jej ujrzeć nic, prócz otaczającej ich ciemności. Niewiele myśląc, stanęła za nim i mocniej opatuliła się kocem, czekając na jakiś sygnał, jakiś znak, ale taki nie nadszedł. Draco wydawał się spięty, zacisnął szczękę, wciąż wpatrując się w punkt przed nimi. Tak jak nagle się zerwał z fotela, tak szybko schował różdżkę za pasek spodni, a Hermiona wyjrzała zza jego ramienia. Na poręczy siedział puchacz, wyciągając znacząco nóżkę w stronę chłopaka. Szybko znalazł się przy nim, odwiązał rulonik, a ptak rozłożył swoje skrzydła i wzniósł się w powietrze, zostawiając ich samych.

- Co to? - zapytała ostrożnie, kiedy czytał list. Draco ściągnął brwi i schował papier do wewnętrznej części marynarki.

- Dostałem wezwanie do Św. Munga. Mają zapełniony cały oddział, brakuje im personelu.

- To znaczy, że...

- Że muszę wracać – dokończył za nią, a ona stała niepewnie, wpatrując się w niego. Wyginała nieświadoma palce, jak miała w zwyczaju robić, kiedy ogarniał ją strach.

- Oczywiście, rozumiem to.

- Odstawić cię do kamienicy? Czy chcesz poczekać?

- Ile ci to zajmie?

- Podejrzewam, że wrócę nad ranem, albo w okolicy południa – sapnął ciężko. - Nie mam dużo czasu, muszę jeszcze przejść cały Hogwart, by znaleźć się w polu teleportacyjnym. Możesz iść ze mną, teleportuje się z tobą do kamienicy, a potem skieruję się od razu na oddział.

- Zaczekam tutaj.

- Jesteś tego pewna? - spojrzał na nią uważnie. Jej jeszcze niedawny atak paniki, podsunął mu myśl, że to nie jest zbyt dobry pomysł, zostawiając ją tutaj samą. Jednak Granger uniosła lekko kąciki ust. Wyglądała zupełnie jak ta sama Granger, jeszcze przed wojny, jeszcze za czasów szkolnych, kiedy mógł ją widywać na korytarzach. - To kilkanaście godzin, nie chcę, byś była sama.

- Poradzę sobie, obiecuję – zapewniła go. - Idź już, czekają na ciebie.

- Posłuchaj mnie – zrobił krok w jej stronę, uważnie spoglądając w jej oczy. - Gdybyś przypadkiem dostała ponownego ataku, proszę Granger, posłuchaj mnie – dotknął lekko jej ramienia, gdy ta chciała odwrócić wzrok. - Gdyby coś takiego miało miejsce, pamiętaj, że to twój mózg próbuje z tobą walczyć, próbuje wpędzić cię w róg strachu. Musisz pamiętać, aby oddychać spokojnie i miarowo. Musisz skupić swoje myśli na czymś innym, dobrze? Przenieś swój ból na zewnątrz, tłumiony cię sparaliżuje. Pamiętaj, że ten stan nie trwa wiecznie, chociaż w trakcie ataku może ci się tak wydawać. Nie mówię, że to się powtórzy, może, ale nie musi. Chcę, byś wiedziała, co robić, dobrze?

- Dziękuje ci – przyznała się cicho, patrząc na niego niepewnie. Na ustach Dracona pokazało się coś na kształt uśmiechu, a jego tęczówki rozpłynęły się miłym dla oka blaskiem. Kiwnął lekko głową.

- Spotkamy się rano w tym samym miejscu, dobrze? Zabiorę cię wtedy do kamienicy. Gdybyś chciała wrócić wcześniej, proszę, idź do Pottera.

- Obiecuję.


Posłał jej ostatnie długie spojrzenie i zniknął w ciemnej wnęce. Usłyszała jak zbiega po krętych schodach, aby jak najprędzej znaleźć się przy polu teleportacyjnym. Potem nastała cisza. Została sama. Zupełnie sama, otoczona demonami przeszłości, które zaciskały się wokół jej ramion.


Wdech i wydech, no już spokojnie, nic ci nie grozi, jej wewnętrzne dziecko, które nosiła w sobie, spojrzało na nią nieco surowiej niż zazwyczaj.



A kiedy mi zabraknie już sił i wybudzę z koszmaru

Który przechodzę wewnątrz, czekając wciąż na najlepsze dni

Niewielki podmuch wiatru, znów burzy moją pewność

I czuję jakbym przestał znów żyć

Te plastikowe róże, przetrwają bez nas wieczność

A życie czarno-białe, jak sny

Które powiedzą więcej zanim zdążysz uśmiechnąć

Się fałszywie, jakby brakło sił

I wybudzić z koszmaru, który przechodzisz wewnątrz

Czekając wciąż na najlepsze dni

A lekki podmuch wiatru, znów burzy twoją pewność

I czujesz jakbyś przestał znów żyć

Te plastikowe róże, przetrwają bez nas wieczność

A życie czarno-białe jak sny, które powiedzą więcej, hu huhm


[...]


A kiedy mi zabraknie już sił i wybudzę z koszmaru (halo, dlaczego nie odbierasz telefonu)

Który przechodzę wewnątrz (odbierz, proszę, odbierz)

Czekając wciąż na najlepsze dni (na najlepsze dni)

Niewielki podmuch wiatru, znów burzy moją pewność (halo)

I czuję jakbym przestał znów żyć (jakbym przestał znów żyć)

Te plastikowe róże, przetrwają bez nas wieczność

A życie czarno-białe, jak sny.


Kartky - Plastikowe Kwiaty ft. Gibbs








~*~

Dzień dooobry! ♥


Dziękuję, że cierpliwie czekaliście na nowy rozdział. Przyznam się, że nie łatwo mi się go pisało, zwłaszcza przeżycia Hermiony, które niestety zakończyły się atakiem paniki. Odpowiedziałam na wiele pytań w tym rozdziale, które pewnie chodziły Wam po głowie - mam tu na myśli nieco tajemniczą postać profesora Snape'a.



Co sądzisz o nowym rozdziale? 🤔

Śmiało podziel się swoją opinią w komentarzu, będzie mi niezmiernie miło przeczytać parę słów od Was 💕

Dla obecnych tutaj, a nie na moim drugim blogu (Narkotyku), serdecznie chciałabym Was zaprosić do dwóch znakomitych opowiadań 📝 Starej i dobrej Rickmanickiej, której chyba nie muszę nikomu przedstawiać! Już nie raz wspominałam, że takiego opowiadania, jakim jest Proces, jeszcze nie było na bloggerze. Nie dane było mi się spotkać z tak poprowadzoną historią, głównie skupiającą się na odkryciu i poznaniu profesora Snape'a. Wszyscy co znają Rickmanickę wiedzą, że uwielbia ona Sevmione, którego i w tym opowiadaniu nie zabraknie 😈🔥


Rickmanicka i Proces 👈🏻

Chciałabym również polecić Wam opowiadanie Xmariexy, które osobiście uważam, że zasługuje na spotkanie się z większą publicznością. Jestem z autorką od samego początku, śledzę jej poczynania już od samego prologu i mogę Wam powiedzieć, że widzę ogromne postępy w szlifowaniu fachu. Z czystym sumieniem stwierdzam, że autorka prężnie się rozwija w tym opowiadaniu. Widać, jaką sprawia jej to frajdę. Akcja toczy się powoli, bez zbędnego pośpiechu, ale mam nadzieję, że to nie stanie Wam na przeszkodzie, aby poznać nowe, świetnie się zapowiadające opowiadanie Sevmione na bloggerze 💕🤗


Xmariexa i Sevmione ponad barierami 👈🏻



Kolejny rozdział już niebawem, także uważnie wyczekujcie sowy! Do usłyszenia 🤗



Całuję,

Jazz ♥



P.S. Za wszystkie błędy, literówki najmocniej przepraszam.