piątek, 12 lutego 2021

Rozdział 10 - Odrzucone podanie

Drzwi kamiennego domu w Rye zamknęły się z hukiem, roznosząc trzask po całym budynku. Draco Malfoy wszedł do salonu, zrzucając z siebie zamaszystym ruchem skórzaną kurtkę, odrzucając ją w kąt. Snape, który siedział fotelu, opuścił niżej gazetę, obserwując poczynania swojego chrześniaka. Ten nie zwracając na starszego czarodzieja uwagi, otworzył barek i wyciągnął złoty płyn swojego wuja. Nalał Ognistej Whisky do szklanki i opróżnił ją jednym potężnym chlustem.


- Przypomnę ci młody człowieku, że to moja whisky – warknął Snape i machnięciem różdżki wyciągnął swoją butelkę z dłoni chłopaka i ponownie umieścił ją w barku. Kiedy ten drugi chciał ją chwycić raz jeszcze, Snape nałożył blokady na swój barek z mocnymi trunkami.

- Musisz, prawda? Akurat teraz musisz? - rzucił chłopak, krążąc po salonie. Snape uniósł pytająco brew ku górze, a Draco od razu ruszył z wyjaśnieniami: Wracam z Ministerstwa i co? Gnojki odrzucili mój wniosek! - wyrzucił z siebie, opadając na sofę.

- Kolejny raz? - Snape odłożył czytaną wcześniej gazetę na stolik i uważnie spojrzał na chrześniaka.

- Tak. Kolejny raz – warknął Malfoy.


Snape nie musiał zastanawiać się dwa razy. Znalazł się przy swoim barku, ściągnął z niego zaklęcia ochronne i chwycił dwie szklanki, butelkę ze złotym trunkiem, po czym powrócił do sofy. Przysunął do nich stolik, polał alkoholu do szklanek i podał jedną chłopakowi. Draco od razu przyjął ją, mocząc w niej usta. Odchylił głowę w tył, przymknął powieki i wziął parę głębszych wdechów. Kiedy się uspokoił spojrzał na Snape’a sączącego Ognistą Whisky.


- Wiesz, co mi powiedzieli? Jeśli złożę kolejny wniosek, rozpatrzą go za pół roku, rozumiesz? Pół roku!


Od razu zauważył wściekłość, wymieszaną z bólem i bezradnością w spojrzeniu młodszego czarodzieja. Kto jak kto, ale Malfoy usilnie próbował przekonać Ministerstwo, że specjalizacja taka jak psychiatria jest potrzebna i czarodzieje również zmagają się z chorobami psychicznymi, ale ci za każdym razem oddalali wniosek, nie podając żadnego powodu. A składał już go od dwóch lat, kiedy tylko wojna się zakończyła.


- Stwierdzili, że jeśli się postaram i przedstawię im historię choroby pacjenta, który zmaga się z depresją, schizofrenią czymkolwiek i, że jest wskazanie do leczenia, czy terapii to będą może, podkreślam może bardziej przychylni do rozpatrzenia mojego wniosku. Co mam robić Snape? - spojrzał błagalnie na czarodzieja, który zawsze wszystko wiedział.

- Zależy ci na tym Draco?

- Jak cholera – dodał już spokojniejszym tonem. - Doskonale wiem co się ze mną działo, w jakim stanie była moja psychika. Wiem, że takich osób jest znacznie więcej, którzy potrzebują pomocy i boją się o nią poprosić, albo nawet nie wiedzą, że mogą się do kogoś zgłosić o pomoc.

- Ma to pozostać między nami, rozumiesz? - zaczął po dłuższej chwili Snape, kładąc mu dłoń na ramieniu. - Może powinieneś porozmawiać z Granger.

- Co jest z nią? - Draco wyprostował się, odstawiając na stolik pustą szklankę. - Coś się dzieje?


Snape doskonale zdawał sobie sprawę, że w żadnym wypadku nie powinien mówić chłopakowi o próbie skoku z Blackfriars Railway Bridge. Wiedział, że gdyby tylko ona się dowiedziała, że wyrzucił na światło dzienne jej tajemnice, które mu powierzyła, straciłby z nią jakikolwiek kontakt. Wiedział, że usunęłaby go ze swojego życia, a Snape poczuł, że lubił się z nią droczyć, lubił odwiedzać ją bez powodu, lubił z nią rozmawiać. Przerażała go myśl, że chyba zaczynał lubić samą Granger, a przecież on nikogo nie lubi.


Poczuł nieprzyjemny dreszcz na karku, szybko zdusił w zarodku myśl, że mógłby lubić Granger, co to, to nie. Po prostu tolerował jej osobę, jak kuriozalnie to nie brzmiało. A Granger była niezwykle intrygującą i o zgrozo, ciekawą osobą, nawet dla takiego Mistrza Eliksirów. Jeśli on potrafił w ciągu sekundy założyć na siebie maskę obojętności, to taka Granger również potrafiła żonglować humorkami i zachowywaniem tak samo, jak on. Snape był niezwykle poirytowany tą wiedźmą, co rusz łapał się na tym, że myślał o niej, próbując ją rozgryźć. Co się stało z tą pewną siebie, zarozumiałą uczennicą? Gdzie się podziała ta kujonowata Gryfonka, która nie dała mu w spokoju przeprowadzić żadnej lekcji, wymachując na wszystkie strony ręką? Dlaczego tak tęgi umysł Złotej Trójcy usunął się z magicznego świata? Przecież taka Granger, gdyby tylko spiłowała trochę swój arogancki charakterek, mogłaby wiele osiągnąć, a ona wybrała życie wśród mugoli, doszczętnie niszcząc za sobą wykreowaną w Hogwarcie postać Panny-Wiem-To-Wszystko.


Opróżnił do końca szklankę nie dając jeszcze odpowiedzi Draconowi. Był świadomy, że Granger naprawdę potrzebuje pomocy jak nikt inny i wiedział, że Draco jest w stanie jej pomóc. Może to tylko czyste domysły, ale wiedział, że nie powinno się lekceważyć w żaden sposób sygnałów, które Granger nieumyślne wysyła. Nawet jeśli jego ciche domysły okażą się fałszywe, będzie mógł odetchnąć z ulgą, wiedząc już, z czym mają, albo z czym nie mają do czynienia. Gdzieś w głębi siebie zdawał sobie sprawę, że nie jest taka silna psychicznie, za jaką stara się uchodzić, jaką stara się pokazać światu, że jest. Przerażała go myśl, że większość jego przeczuć zawsze okazywała się prawdziwa, tak w przypadku dziewczyny, miał nadzieję, że ten przypadek się do nich nie zakwalifikuje.


- Posłuchaj mnie Draco, nie zastanawia cię, dlaczego mieszka wśród mugoli? Dlaczego nie miała przy sobie różdżki, kiedy tutaj była? Dlaczego nie chciała się teleportować? Czemu wybrała kilkugodzinną podróż pociągiem do Rye, zamiast po prostu skorzystać z magii? Nic ci to nie mówi? - chłopak wzruszył ramionami jednak po chwili, podniósł na niego wzrok.

- Wojna - jego oczy zaczęły błądzić po pokoju. - Może to zespół stresu pourazowego, może to depresja, może...

- Sam widzisz Draco – przerwał mu rozmyślania. - Jako były szpieg, widzę więcej niż zwykli obserwatorzy, potrafię czytać pomiędzy słowami, czasem jedno spojrzenie zdradzi mi wszystko, zdradzi mi każdą myśl rozmówcy, a taka Granger jest jedną wielką zagadką i coś czuję, że potrzebuje pomocy. Nawet już nie mówię o uzyskaniu zgody Ministerstwa na utworzenie specjalizacji i oddziału, na którym ci zależy, mówię ogólnie Draco. Wiem, że masz smykałkę do tego i może uda ci się postawić ją na nogi, jeśli oczywiście założymy, że wiemy, z czym walczymy, lub okaże się, że to tylko moje omyłkowe domysły.

- Ty coś wiesz, prawda? Wiesz co się z nią dzieje? - spojrzał uważnie na niego, a Snape jedynie pokiwał głową. - Od kiedy masz kontakt z Granger? - nie mógł się powstrzymać, by na jego wargach nie wpłynął łobuzerski uśmieszek. Snape widząc go, od razu zmroził chłopaka jednym spojrzeniem.

- Jak wylądowałem w księgarni – na jego ustach pojawił się grymas. - Gdybyś tylko widział jej minę, normalnie jakby zobaczyła ducha.

- No w sumie zobaczyła – zaśmiał się chłopak, chwytając szklankę. - Czyli już tylko dwie osoby wiedzą, że wciąż żyjesz.

- I nikt więcej nie może się dowiedzieć – dokończył, wstając na równe nogi. - Podnieś tę kurtkę Draco, potem będziesz marudził, że nie masz w czym chodzić – rzucił kwaśno Snape w jego stronę wychodząc z salonu.

- A co jeśli się nie zgodzi? Nie będzie chciała ze mną porozmawiać? Jeśli nie będzie chciała przyjąć żadnej pomocy? - ale już nie dostał odpowiedzi. Snape zamknął drzwi od swojej pracowni, a Draco oparł się o sofę, zagłębiając się w swoich myślach, które chcąc czy nie chcąc, krążyły wokół Hermiony Granger.

~*~


Odgarnęła z czoła kosmyki włosów, chwytając za wkrętarkę. Przez cały dzień działo się wiele w księgarni, zostały zamontowane ostatnie listwy podłogowe, zawieszono nowe lampy, rolety, a także zamontowano system alarmowy wraz z monitoringiem. Remont powoli zbliżał się ku końcowi, a Hermiona mogła w końcu poczuć ulgę. Marzenie pani Morgan niedługo się spełni, jeszcze zostało jej pomalowanie kilku ścian oraz urządzenie wnętrza, którego miał podjąć się architekt w ciągu następnych paru dni. Potem mogła się już przygotowywać na ponowne otwarcie lokalu. Przepchała karton ze stelażem szafki do skręcenia, czując ostry ból w kręgosłupie. Większość z mebli skręcił młody chłopak z ekipy budowlanej pana Smitha. Hermiona nie miała serca zatrzymywać go dłużej po godzinach, więc sama zdecydowała się skręcić ostatnią półkę. Nożykiem budowlanym otworzyła karton, mając już wyciągnąć deski, nim usłyszała pukanie do drzwi. Wyprostowała lekko barki, krzywiąc się pod nosem.


- Oj... dobry wieczór – zdziwiła się, widząc gościa, zwłaszcza o tej porze.

- Mam nadzieję, że jesteś głodna Granger - pomachał jej przed oczyma siatką z jedzeniem.


Uśmiechnęła się lekko, wpuszczając go do środka. Kogo jak kogo, ale jego się nie spodziewała. Zjawił się jakby gdyby nic, tak po prostu, jak miał w zwyczaju robić. Nie wiedziała, czy czyta w jej myślach, ale kiedy spojrzała na siatkę z jedzeniem, dopiero zdała sobie sprawę, jaka jest głodna. Musiała się przyznać, ale od kilku dni żywiła się tylko kawą i maślanymi herbatnikami, które po prostu zaczęła namiętnie jeść, gdy odkryła je w sklepie naprzeciwko kamienicy, w której mieszka. Snape stanął, kładąc ręce na biodra. Mogła nawet nieśmiało stwierdzić, że zauważyła mały błysk podziwu w jego spojrzeniu, gdy rozglądał się po jasnym wnętrzu.


- Wygląda lepiej niż ostatnio.

- Jeszcze jest trochę pracy do końca. Pachnie świetnie, co pan ma? - pochyliła się do przodu, próbując zajrzeć, co trzyma.

- Hamburgery, lubisz?

- Uwielbiam!


Snape postawił siatkę na stolik, który wcześniej Hermiona przetarła z kurzu, który mimo wszystko wciąż się unosił w pomieszczeniu. Przyciągnęła małą sofę i opadła na nią. Ten dzień wypompował ją całkowicie ze wszelkich sił witalnych. Snape rozpakował siatkę, wyciągając z niej zawinięte w biały papier hamburgery, frytki oraz butelkę ciemnego wina, na widok którego Granger lekko się zdziwiła, ale uznała, że trunek przyda się jej na odstresowanie po ciężkim dniu.


- Półsłodkie, jakoś przeżyję ten smak – rzucił z przekąsem, przypominając sobie ostatnim razem, jak kosztował jej słodkie wino. - Masz jakieś kubki czy szklanki?

- Coś się znajdzie – zauważył, jak wstaje, lekko sycząc pod nosem. Chwilę jej minęło, zanim wróciła z zaplecza z dwoma kubkami, z których zazwyczaj sączyły herbatę z panią Morgan.

- Jedz, bo wystygnie.


Sączyli wino, spoglądając na puste ściany. Opróżnili ponad pół butelki, a Hermiona obiecała sobie, że usiądzie tylko na moment, ma przecież jeszcze tyle rzeczy do zrobienia. Wstała a po chwili, złapała się za lędźwie, kręcąc głową. Kucnęła przy kartonie, który nie zdążyła do końca rozpakować, nim przeszkodził jej mężczyzna, pojawiając się w księgarni. Poczuła jak Snape zbliża się, jak ogarnia ją zapach drogich perfum.


- Gdzie cię boli? - usłyszała przy swoim uchu. Nie wiedząc czemu, zadrżała, zdając sobie sprawę, jak blisko niej był.

- Tutaj – wskazała od barku po lędźwie.

- Wracamy na sofę – oświadczył, pomagając jej wstać. - Nie możesz dźwigać takich ciężkich rzeczy Granger.

- Przecież to nic takiego.


Usłyszała jego prychnięcie nad uchem, a potem jak sofa się ugina obok niej. Poczuła, jak kładzie dłonie na jej barkach i zaczyna lekko je ugniatać, starając się rozblokować spięte mięśnie. Hermiona wciągnęła nieświadomie powietrze. Przymknęła powieki, czując jego dłonie na swoich ramionach. Był tak blisko niej, że nie wiedziała, nawet kiedy skrępowanie odsunęło się w bok, że nawet jej wewnętrzne dziecko wyszło z ciemnego kąta. Snape przejechał wzdłuż kręgosłupa, zatrzymując się na obolałym miejscu.


- To boli!

- Znów jesteś smarkakluską, uspokój się.

- Wcale nie jestem smar… auć!

- Granger – przycisnął mocniej do obolałego miejsca, masując je okrężnymi ruchami. Po dłuższej chwili poczuła, jak ból z niej uchodzi, mięśnie wyraźnie się rozluźniły. Poczuła ulgę. - A nie mówiłem? - usłyszała jeszcze przy swoim uchu nim Snape się odsunął. Wstał i skierował się do kartonu ze stelażem. Mogła zauważyć kątem oka, że jego zachowanie zmieniło się, stał się nagle chłodny, jakby zganił samego siebie, za sytuację, w której przed chwilą się znaleźli. Sytuację, która nie powinna się wydarzyć. Wyciągnął różdżkę, zasłonił rolety i skierował magiczny kij na mebel, który w mgnieniu oka był już złożony. - Nie musisz dziękować.

- Przecież bym sobie poradziła – pokręciła głową.

- Właśnie widzę Granger.


Mimo wszystko uśmiechnęła się pod nosem, obserwując mężczyznę. Ponownie machnął różdżką, a wszystkie puste kartony, które znajdowały się w księgarni, zniknęły, tak samo, jak pusta siatka po jedzeniu. Ponownie machnął magicznym kijem, a gruba folia, okryła skręcone meble, które stały pośrodku, chroniąc je przed ewentualnym kurzem czy uszkodzeniem. Rozlał końcówkę wina do kubków, a pusta butelka również zniknęła. Już miała skosztować wina, nim poczuła, jak kubek wyślizguje się jej z dłoni. Gdyby nie Snape, który zareagował w porę, roztłukłby się na posadzce. Odstawił go na stolik i spojrzał na dziewczynę, która przycisnęła drżącą dłoń do piersi, starając się ukoić jej drżenie.


- Koniec na dziś Granger, wracasz do domu.

- Ma pan chyba rację – rozejrzała się niepewnie po księgarni. Większość rzeczy, które miała zaplanowane na ten wieczór, udało się jej wykonać, oczywiście z pomocą mężczyzny.

- Odprowadzę cię.


Nie wiedząc czemu, nie protestowała nawet, kiwnęła głową w akceptacji. Po dziesięciu minutach kroczyli już pustą ulicą. Londyn ponownie opustoszał jak podczas jej pierwszej wizyty, po zakończeniu Hogwartu. Zacisnęła wargę, starając się usunąć nieprzyjemne myśli, widząc oczami wyobraźni jak stoi na krawędzi Blackfriars Railway Bridge. Snape spojrzał na kobietę kroczącą ku niemu.


- Jak złożył pan zamówienie?

- Słucham?

- Jak zamówił pan książki? Jedyną dostępną opcją jest możliwość złożenia zamówienia przez internet, a nie wygląda pan na osobę, która, aż tak uwielbia mugolskie wynalazki.

- Poprosiłem jakiegoś dzieciaka z sąsiedztwa – odpowiedział tak swobodnie, jakby mówił o jutrzejszej pogodzie. Hermiona pokiwała głową ze zrozumieniem.

- Możemy zajść? - zatrzymała się przed całodobowym sklepem, a ostry neonowy napis, wiszący nad wejściem, niezmiernie raził w oczy. - Muszę kupić mleko i karmę dla Krzywołapa, no i ryż, no i jeszcze płyn do naczyń...

- Brak czasu na zakupy?

- Nie mam, kiedy tego robić, księgarnia pochłania tyle czasu, zwłaszcza przed otwarciem, które już niedługo – westchnęła smętnie.


Dzwonek nad drzwiami rozległ się po sklepie. Chwyciła koszyk i zaczęła przemieszczać się między półkami, a Snape kroczył za nią, rozglądając się wokół. Z lodówki chwyciła mleko, jogurt naturalny, masło, a następnie udała się do drugiej alejki, gdzie wrzuciła do koszyka ryż, potem makaron, bo stwierdziła, że niedługo i tak się skończy, a następnie postanowiła dołożyć gotowy sos bolognese. Snape spojrzał na słoik, unosząc brew w górę.


- Będziesz takie świństwo jeść?

- Jest jadalne – wzruszyła ramionami. - I tak nie mam czasu na gotowanie.


Nie skomentował, ponownie za nią kroczył tym razem w alejce z chemią gospodarczą. Wrzuciła do koszyka płyn do naczyń. Snape wskazał palcem na przeciwległą ścianę, gdzie znajdowała się karma dla zwierząt. Chwyciła kilka puszek z jedzeniem dla Krzywołapa i włożyła je do koszyka. Nagle poczuła, że koszyk się jej wyślizguje, spojrzała w dół i okazało się, że Snape chwycił jej koszyk, zabierając go z jej dłoni. Nie wiedząc czemu, delikatnie się uśmiechnęła, spuszczając głowę.


- Chciałby pan zajść na herbatę? - zapytała niepewnie. Poczuła przeszywające spojrzenie, powietrze nagle stało się tak gęste, że przez moment zapomniała jak się nazywa. Nie rozumiała, dlaczego to pytanie nawet wyleciało z jej ust, dlaczego liczyła na to, że się zgodzi, że po prostu będzie mogła spędzić z nim trochę czasu. Snape również wyglądał na zdziwionego tym pytaniem, przez moment nawet poczuła się tak jak na zajęciach z eliksirów, kiedy przeszył ją intensywnym spojrzeniem. - Nawet nie musimy rozmawiać, możemy po prostu posiedzieć… chyba potrzebuję obecności drugiego człowieka… - dodała na koniec lekko zawstydzona, przyznając się przed nim do swoich słabości i wad. Ugh… dlaczego on musi patrzeć na mnie w taki sposób?

- Znów jesteś ciepłą kluchą.

- Nie jestem ciepłą kluchą – odpowiedziała urażona.

- Właśnie, że tak - ale kiedy już miała otworzyć usta, zaprzeczyć jego słowom, dodał: - Ale niech ci będzie Granger, pośpiesz się tylko z tymi zakupami, nie chcę sterczeć tutaj wieczność.


I ponownie powrócił sarkastyczny profesor Snape, a ona chyba nawet tęskniła za tym cierpkim humorem mężczyzny.

~*~


Krzywołap dziabnął ostrymi zębami nadgarstek dziewczyny. Zbytnio się tym nie wzruszyła i odwróciła się na bok, podciągając kołdrę pod czubek nosa. Po chwili dobiegł ją syk zniecierpliwionego pupila. Odrzuciła kołdrę i usiadła, prostując barki.


- No co chcesz Krzywołap? - rzuciła lekko poirytowana.


Wtedy ten położył na jej nogi kopertę. Hermiona przełknęła gulę w gardle, zdając sobie sprawę, że doskonale zna ten unikatowy, cielisty kolor koperty, że doskonale wie, co oznacza czerwona pieczęć z tyłu. Spojrzała na kota, a ten zbliżył się, kładąc łapę na jej nadgarstku, nakazując, aby przeczytała list z Hogwartu.


- Nie mam pojęcia, co to jestprzyznała się, wzruszając ramionami, po czym rozerwała papier, rozkładając go na kolanach. Jej oczy powiększyły się kilkukrotnie, a twarz stała się nagle blada, tracąc rumieńce, kiedy wzrok sunął po papierze, łapiąc co rusz nowe słowa. - Zapraszają mnie na zjazd absolwentów – spojrzała na kota. - Nigdzie nie jadę. - zanim Krzywołap zdążył zareagować, wstała ze łzami w oczach i podarła list.


Wiedziała, że nie może się tam zjawić, jest tam za dużo wspomnień, z którymi wciąż nie mogła się pogodzić. Nie wiedziała, czy dałaby radę patrzeć na miejsca, które zazwyczaj zajmowali poszczególni uczniowie w Wielkiej Sali, wiedząc, że większość z nich przepłaciła życiem, walcząc o wolność magicznego świata.


Usłyszała w głowie głos Snape’a, który nazwał ją smarkatą kluchą, ale ona stwierdziła, że tego dnia chce być tą zasmarkaną kluchą, nie chcąc udawać silnej kobiety, którą i tak nie jest. Skoro może okazywać swoje emocje, to czemu nie. Otarła łzy z policzków skrawkiem piżamy. Spojrzała na kota, który również uważnie się jej przyglądał. Już miała dla nich plan na ten dzień. Zabierze Krzywołapa na spacer, a potem wstąpią do księgarni. Mimo że była to niedziela, musiała zająć się stertą dokumentów, która nagromadziła się od jakiegoś czasu. Pewnie, gdyby pani Morgan, ujrzała tyle papierów nierozłożonych w poszczególnych segregatorach, nieopłaconych rachunków, zawiodłaby się na niej, a w tym momencie pani Morgan była dla niej najważniejsza i chciała zrobić wszystko, by kobieta mogła być z niej dumna.


Po porannym prysznicu, zjedzonym śniadaniu, opuściła mieszkanie z Krzywołapem na smyczy, który nie był z tego faktu zadowolony, ale Hermiona już nie myślała o tym. Wolała mieć obrażonego kota na smyczy, niż znów za nim biegać, jak wtedy, kiedy uciekł jej w parku. Kroczyli ulicą, mijając rodziny z dziećmi, parę staruszków trzymających się za ręce, czy kilku biegaczy, którzy ze słuchawkami w uszach, pędzili tylko w sobie znanym kierunku. Krzywołap co rusz obracał łebkiem, oglądając się w każdą stronę, a Hermiona lekko uśmiechnęła się pod nosem.


Nagle poczuła ostry ból w lewym ramieniu, pisk, a potem upadła na chodnik. Zdezorientowana podniosła głowę, a wtedy ujrzała parę piwnych oczu, które się w nią wpatrywały. Zlustrowała twarz młodego mężczyzny, który posłał w jej stronę przepraszający uśmiech, a jego śnieżnobiałe zęby wyglądały, jakby chwilę, temu, co opuścił gabinet stomatologiczny. Patrzyłaby się na niego dłużej, gdyby nie Krzywołap, który zaczął miauczeć, zwracając na siebie uwagę. Spojrzała na kota, a potem na rower, który leżał obok niej.


- Najmocniej przepraszam – odezwał się rowerzysta, podając jej dłoń, którą przyjęła.

- Powinien być pan bardziej uważny – odezwała się dyplomatycznym głosem biorąc na ręce Krzywołapa. - Nic ci nie jest? - zwróciła się w stronę kota. Podrapała go za uchem, ale wyglądało  na to, że było z nim wszystko w porządku. Ponownie spojrzała na mężczyznę.Zdała sobie sprawę, że był o stopę, albo dwie wyższy od niej, opalony, z kilkudniowym zarostem. Przełknęła ślinę.

- Mój błąd, jeszcze raz najmocniej cię przepraszam.

- Wątpię, żebyśmy przeszli na ty – gdyby Snape ją w tym momencie usłyszał, zapewne byłby z niej dumny, słysząc jej cięty język.

- Racja, kolejny błąd – wyciągnął w jej stronę dłoń. - Max jestem.

- Możesz być, kimkolwiek chcesz, ale nie zapomnij mieć oczu dookoła głowy, inaczej wszystkich tu pozabijasz – w tym momencie Snape, pewnie przyznałby Gryffindorowi punkty w akcie uznania. Chłopak poniósł rower lekko zmieszany odpowiedzią kobiety.

- Zawsze dla nowo poznanych masz taki cięty język? - zapytał.

- Bezczelny na dodatek. Słuchaj, weź ten swój rower i zejdź mi z oczu – postawiła kota na chodnik i zmroziła go wzrokiem, a ten się uśmiechnął. Co za bałwan!

- Jeszcze się spotkamy, piękna – pochylił się lekko nad nią, puszczając jej oczko, a Hermiona zrobiła automatycznie krok w tył, oburzona zachowaniem nieznajomego.

- Chyba w twoim koszmarze – odpowiedziała wrednie i oddaliła się z Krzywołapem od rowerzysty, który wciąż się uśmiechał, ale tego już panna Granger nie zauważyła, gdyż zniknęła za zakrętem.


Przekręciła zamek w drzwiach, wyłączyła alarm i podniosła w górę żaluzje, wpuszczając do księgarni światło. Krzywołap zaczął zajmować się samym sobą i podbiegł w stronę folii bąbelkowej, która leżała na podłodze, podgryzając ją i szarpiąc łapami. Hermiona w tym czasie włączyła na zapleczu komputer i usiadła na krześle, krzywiąc się pod nosem. Długo nie spotkała tak bezczelnego osobnika, jakim był ten cały Max. No może i był przystojny, z intrygującym błyskiem w oku, ale nie zmieniało to faktu, że był arogancki i bezczelny zarazem.


Zalogowała się do systemu i włączyła przeglądarkę, wchodząc na stronę banku. Po wykonaniu kilku przelewów, w tym opłat rachunków za swoje mieszkanie, a także opłat związanych z księgarnią, zamknęła przeglądarkę, zabierając się za układanie dokumentów, których czekał na nią cały stos. Poukładała je do odpowiednich segregatorów i zapakowała do kosza te papiery oraz ulotki, które tylko się walały po zapleczu, zabierając wolne miejsce.


Jej myśli zaczęły krążyć wokół trzech, tak różnych sobie mężczyzn. Pierwszy przed jej oczami ukazał się Max, który porządnie wyprowadził ją tego dnia z równowagi. Nie wiedziała, czy dlatego, że okazał się bezczelny i pewny siebie, czy to, że w jakiś sposób nie zwracał uwagi na jej cięty język, czy to, że jego uroda, przypominała trochę Wiktora Kruma, w którym miała okazję podkochiwać się w wakacje przed rozpoczęciem piątego roku w Hogwarcie. Potrząsnęła głową, odrzucając od siebie mężczyznę.


Wtedy ukazał się jej Malfoy, który niezwykle zaintrygował ją swoją osobą. Nigdy nie sądziła, że ktoś taki jak on, będzie uzdrowicielem, a co lepsze, będzie starać się o utworzenie nowej dziedziny – psychiatrii. Chociaż podejrzewała, że może zostać uzdrowicielem, kiedy przez cały siódmy rok w Hogwarcie biegał do pani Pomfrey spóźniając się tym samym na niektóre lekcje, tłumacząc się przy tym, że pomagał kobiecie. Hermiona już wtedy powinna przeczuć, że chłopak przy pomocy Madame Pomfrey, stara się poznać świat magomedycyny, dogłębnie się w nim zanurzając.


I wtedy przed jej oczami pojawił się on, Severus Snape. Tak różny od pozostałych dwóch mężczyzn, ale tak niezwykły zarazem. Z całej tej trójki to właśnie on emanował tajemniczością, ciętym językiem, swoim stylem bycia, niepojętą, ogromną wiedzą oraz czymś, co usilnie przyciągało do niego pannę Granger. Nie zdawała sobie sprawy, co to może być, ale przeczuwała, że kiedy pierwszy raz się otworzyła przed mężczyzną, kiedy wspólnie powalili dzielący ich jeden mur, potem kolejny, wiedziała, że chce znów się przed nim otworzyć, chce kolejny raz spędzić z nim czas. Jak śmiesznie to musiało nie brzmieć, zaczynała lubić te momenty, kiedy zjawiał się u niej bez zapowiedzi, kiedy przychodził do niej tak po prostu porozmawiać, a ona musiała się przyznać sama przed sobą, że zaczynała lubić spędzać z nim czas.


- Chyba lubię Nietoperza z lochów… Merlinie, świat się kończy!





~*~


Dzień dooobry! ♥



Nowy rozdział zwarty i gotowy. Znów mała dawka Draco, co sądzicie? Mam nadzieję, że sprawiłam, że polubiliście w jaki sposób wykreowałam Malfoya w opowiadaniu 😇


Jak się podoba rozdział? Dajcie śmiało znać w komentarzu. Jestem niemiernie ciekawa Waszej opinii 💕



Kolejny rozdział już niebawem, także uważnie wyczekujcie sowy! Do usłyszenia 🤗



Całuję,

Jazz ♥



P.S. Za wszystkie błędy, literówki najmocniej przepraszam.


8 komentarzy:

  1. Nie ważne czy to ministerstwo Magii, czy zwykle ministerstwo, czy jakąkolwiek inna warstwa administracyjna - rozpatrywanie wniosków i terminy to jakiś żart, więc Draco, pół roku to wcale nie tak dużo 😂😂
    On nie potrzebuje Draco - terapeuty, ONA POTRZEBUJE NIETOPERZA Z LOCHOW, który powyzywa ją od smarkatych klusek 😂😂
    Ten pseudonim skardl moje serce
    A w ogóle to ona się powinna obrazić, że sugeruje, że jest gruba 😂😂
    Widzę nutke Snape'a kucharza, jak zobaczył gotowy sos boloński 😂 (też je lubię, po co robić samemu XD)
    Max, możesz być kim chcesz, więc bądź skoczkiem i spadaj stąd 🙃
    Rowerzysta kiedyś mi potrącił psa. Debile. Nie lubię. Sio max.
    Ale parsknęłam kiedy czytałam o krzywołapie na smyczy xD
    Także ten, sio Max.
    Do następnego!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jejkuuu jak ja Ciebie uwielbiam, tak po prostu! I znów nie mogę przestać się śmiać do telefonu 🙈

      Wnioski to jakaś katastrofa, nie raz się z tym spotkałam, a tu druczek źle wypełniony, a tu to, a tu tamto... Oezu oszaleć można 😳

      Wiesz co.. Ten pseudonim także skradł moje serce, nawet w codziennym życiu zaczęłam je wykorzystać 🙄🤷🏼‍♀️

      Już wyczuwam, że będą ostre emocje przy Maxie, tak samo jak przy profesor Torres, ah uwielbiam tworzyć małe "dramy" 💕😅

      Dziękuję, że jesteś!

      Ściskam ciepło,
      Jazz ❤

      Usuń
  2. Niech do mnie też tak Sev wbija z jedzonkiem i winkiem i mnie masuje XD
    O nie...moje skojarzenie jak Sev nagle w powietrzu łapał rzeczy które wypadały Hermi z rąk? Edziu ze Zmierzchu 😂
    Rozbraja mnie ta klucha 😂
    Jeszcze się spotkamy piękna...no oby kurde nie 🙄😂 Urodą przypomina Kruma? To w sumie niezbyt przystojny 😂 Co ty z nim planujez Jazz?
    Jestem ciekawa czy Malfoyowi uda się zbliżyć do Hermi i jej pomóc...No nic, nie pozostaje mi nic innego, jak czekać na ciąg dalszy 😊
    Tośka 😘

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobra, to ja mu przekaże, aby Ciebie odwiedził 😇

      Uwierz mi, mnie też, za każdym razem rozbraja ta "klucha" Jak o niej piszę 🙈😁

      A pojawi się jeszcze Max w opowiadaniu, także będzie ciekawie 😁

      Tego się już dowiemy czy uda się Draconowi, czy ten nie. Wyjaśni się niedługo 😇

      Dziękuję za komentarz słońce!

      Ściskam ciepło,
      Jazz ❤

      Usuń
  3. Hejka
    Zajrzałam jeszcze dziś wieczorem, żeby zobaczyć czy coś może nie wpadło i proszę jaka miła niespodzianka na koniec dnia😍
    Mega podobał mi się rozdzialik, opłacało się posiedziec chwilę w niepewności. Zakochałam się we fragmencie, w którym Severus kroszy przez alejkę z chemią gospodarczą😂 Wyobraziłam go sobie jako tego nietoperza w czarnych powiewających szatach, jak z wiatrem we włosach buszuje między płynami do naczyń i proszkami do prania🤣 Nie mogę😄 Bardzo podoba mi się u ciebie w ogóle postać Draco. Podziwiam pomysł z tym, żeby jako uzdrowiciel zajmował się mugolską specjalizacją to napewno całkiem nowy i bardzo udany pomysł. Ja mam swoja mała diagnoze czego Hermionie na te wszystkie smutki potrzeba. Moim zdaniem brakuje jej wyżej wymienionego mistrza eliksirów😍
    A co do Maxa, czuję że ten osobnik jeszcze sporo tu namiesza. Może pajacować ale i tak z Severusem nie ma szans🤣
    Ogólnie całość wyszła mega i czekam na 11 rozdział🧡
    Ściskam i do następnego💙

    OdpowiedzUsuń
  4. Ah no widzisz, udało mi się jednak szybciej wrzucić rozdział 😊🤭

    Opis Severusa kroczącego pośród chemii gospodarczej w swoich nieśmiertelnych szatach, wyszedł Ci niesamowicie 😁 aż mam te scenkę przed oczami 😂💕

    Oj tak, Max niestety albo i stety, zagości jeszcze u mnie, no nie powiem, namiesza trochę 🙈

    Cieszę się, że wpadłaś! Miło mi Ciebie tutaj gościć w moich skromnych progach 💕 bardzo się cieszę, że rozdział Ci się spodobał! Dziękuję również za komentarz, który wiele dla mnie znaczy 😍

    Ściskam ciepło,
    Jazz ❤

    OdpowiedzUsuń
  5. Oj klusko, klusko 😅

    No i kto tu prosił tego całego Maxa??🤨😠
    Niech jedzie tym swoim rowerem i to jak najdalej od naszej smarkatej kluski

    Jupiii moje modły spod ostatniego rozdzialu zostały wysłuchane...przynajmniej w części

    Czy ja coś przegapiłam, czy Snape po prostu ni z tego, ni z owego, bez zapowiedzi i większego oczywistego powodu wpadł do Hermiony i przyniósł jej jedzenie...?

    W momencie z sosem bolońskim przypomniało mi się jak na zaliczeniu semestru na drugim kierunku prowadzący przepytywał mnie gotując sobie obiad 😅

    Nie mogę się już doczekać kolejnego rozdziału i czekam z niecierpliwością 🤗🥰

    Paaa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj Klusko, kluseczko! 😁

      No ja go nie prosiłam! Sam wjechał tym rowerem bez proszenia do rozdziału i kurde już namieszał. Co to za ludzie... brak słów... 🙄

      Haha widzisz? Wysłuchałam i spełniłam modły 💕🥰

      Nie przegapiłaś niczego, tak jak napisałaś, przyszedł bez powody, ot tak. A dlaczego? Więcej wyjaśnię już w następnym rozdziale 😇

      Haha nie mogę! Liczę, że obiad nie przypalił się mu, kiedy wysłuchiwał Twoich odpowiedzi 😂

      Dziękuję za komentarz kochana! 🥰
      Widzimy się w następnym rozdziale!

      Ściskam ciepło,
      Jazz ♥

      Usuń

Każdy komentarz, uwaga czy spostrzeżenie znaczy dla mnie bardzo dużo i pobudza Pana Wenę do pracy, który czasem bywa bardzo leniwy :)