poniedziałek, 26 września 2022

Rozdział 23 - Gryfońska odwaga


Autobus o numerze 12 zatrzymał się przed rządkiem wysokich budynków. Hermiona ledwo wydostała się na zewnątrz, o mały włos nie będąc potrąconą przez rozhisteryzowany tłum rzucający się do środka. Zapewne wcześniej zwróciłaby uwagę tym nieposiadającym ani grama wyczucia pasażerom, lub rzuciła pod nosem piękną wiązankę. Jednak teraz te wszystkie przyziemne sprawy były dla niej oddalone, jakby właśnie znajdowała się w innym, odległym wymiarze. W jej głowie panował trudny do zidentyfikowania chaos, a nieprzyjemny dreszcz otulił ją swymi ramionami.


Boję się, wyszeptała do swojego wewnętrznego dziecka, stojąc kilka metrów od szklanego wejścia. Elewacja budynku była dość ciemna, na zewnątrz stały wielkie donice z równo posadzonymi roślinami. Chodnik ciągnął się do wejścia, po obu stronach mając wygodne olchowe ławki do siedzenia. Nie wiele mogła ujrzeć, co znajdowało się wewnątrz, chociaż sama nie wiedziała, czego tak naprawdę próbuje dostrzec. Jej wybujała wyobraźnia podrzucała jej najgorsze z możliwych obrazów. Zacisnęła dłonie w piąstki, starając się ukoić ich drżenie.


- Gotowa?


Spojrzała na mężczyznę, który stał obok niej. Na nic nie była gotowa. Chciała pokręcić przecząco głową i kazać mu zabrać ją do domu, odciąć ją od wszystkiego i od wszystkich. Jednak ten sam mężczyzna, o kruczoczarnych włosach, który stał obok niej, zaoferował jej pomoc, obiecał swoje towarzystwo i wsparcie, przemierzył niemal całe miasto w zatęchłym autobusie miejskim, aby tylko ona nie musiała korzystać z magii. Zatonęła w hebanowym spojrzeniu profesora, chciała mu pokazać, że jest wystarczająco silna, że wszystko to, co zaraz ma się wydarzyć, wcale nie jest jej potrzebne. Jestem wystarczająco silna, powtarzała niczym mantrę, próbując nadaremnie uwierzyć we własne słowa.


Czuła jego hipnotyzujące perfumy, które kiedyś dodawały jej otuchy, jednak dziś, nawet one nie dały rady przerażonej Granger. Pośród ogarniającego ją strachu, próbowała znaleźć w jego oczach, chociaż mały znak, że wszystko będzie dobrze, że boi się niepotrzebnie. Dotknął jej ramienia, lekko ściskając. Profesor Snape, który zwykle nie okazuje wsparcia i otuchy, dla niej zrobił wyjątek.


- Hermiono?

- Tak, tak… jestem gotowa.


Wcale nie była gotowa. Jednak dała poprowadzić mu się do drzwi, wiedząc, że przy nim, nic się jej nie stanie. Przytrzymał szklane drzwi, przepuszczając ją w przejściu, a następnie wskazał dłonią na windę, znajdującą się na końcu pomieszczenia. Nawet nie pamięta, czy mijała kogoś po drodze, czy był to tylko pusty hol, czy było tam pełno krzeseł i foteli. Szła niczym w transie, mając wlepione spojrzenie w barki mężczyzny.


Bez słowa weszli do windy. Snape wdusił guzik z numerem 5, a winda łagodnie sunęła w górę, nie zatrzymując się pomiędzy piętrami. W duchu liczyła, że nastąpi awaria, że winda nieoczekiwanie się zepsuje, krzyżując ich plany. Na jej nieszczęście srebrne drzwi otworzyły się bez żadnego pisku. Westchnęła ciężko, kierując się za towarzyszem. Stanął on przy ladzie recepcyjnej, patrząc łagodnym wzrokiem to na Hermionę, a to na kobietę obserwującą ich znad monitora komputera.


Hermiona poczuła spływający po plecach pot. Co miała powiedzieć tej kobiecie? Cokolwiek musiała jej mówić? A co jeśli będzie patrzeć na nią w taki sposób, że będzie czuć się jeszcze gorzej? A co jeśli…


- Dzień dobry, na którą godzinę są państwo umówieni? - zapytała miłym tonem recepcjonistka. Poczuła na sobie spojrzenie profesora. Otworzyła usta, chciała już powiedzieć, że to jakaś pomyłka, że tylko pomylili piętra, nim mężczyzna nie odezwał się, mówiąc:

- Na godzinę 16, moja przyjaciółka, Hermiona Granger jest umówiona na wizytę do doktora Malfoya.


Przyjaciółka, krzyknęła w myślach. Ma mnie za swoją przyjaciółkę, pomyślała, czując przyjemne ciepło w okolicy serca. Spojrzała na mężczyznę, który wyglądał, jakby słowa, które wypowiedział, były dla niego tak naturalne, tak oczywiste, że uniósł jedynie brew w górę, spotykając się z nieco pytającą miną panny Granger.

- Wizyta pierwszorazowa?

- Tak – odpowiedział, przenosząc na kobietę ciemne spojrzenie.

- Dobrze – mruknęła do siebie pod nosem, przerzucając jakieś kartki. - Panno Granger proszę wypełnić tę broszurę.

- Broszurę? - wydusiła z siebie. Po chwili chrząknęła, oczyszczając gardło z paraliżującego strachu, który zakręcił się wokół strun głosowych.

- Jest ona załączona do kartoteki, do której wgląd ma doktor Malfoy. Podstawowe informacje jak adres, czy numer telefonu. Wypełnioną broszurę przekaże pani na wizycie lekarzowi prowadzącemu.

- Oczywiście – chwyciła kartę i długopis, który podsunęła jej na blacie kobieta.

- Gabinet numer 3, doktor będzie wzywać.

- Przepraszam… - odwróciła się, zanim Snape zaczął kierować się do pustych siedzeń, blisko gabinetu lekarskiego. - Można płacić kartą? Zapomniałam zabrać gotówkę…


Już wyobrażała sobie minę kobiety, jak patrzy na nią oceniająco, jak kpi pod nosem za jej rozkojarzenie, jak komentuje na głos jej brak organizacji. Jednak nic takiego się nie stało, recepcjonistka uśmiechnęła się lekko, zsuwając z nosa okulary korekcyjne.


- Panna Granger, tak? Proszę sekundę zaczekać – przekartkowała opasły kalendarz, a w ten, jej szpiczasty bordowy paznokieć zatrzymał się na jakiejś notatce. - Nic pani nie płaci za wizytę.

- To chyba jakieś nieporozumienie… - potrząsnęła głową, próbując zajrzeć za ladę.

- Skądże – zaprzeczyła. - Mam parafkę doktora Malfoya. Nic pani nie płaci. Doktor sam napisał adnotację na tę i kolejne wizyty.

- Jest pani pewna?

- Oczywiście moja droga, doktor kilkukrotnie podkreślał, że jest to wizyta darmowa, a teraz pozwól, że cię przeproszę…


Tuż za nią pojawił się tęgawy mężczyzna, przepraszająco kiwnęła głową, oddalając się do siedzącego na skórzanej sofie profesora Snape’a. Chwyciła za broszurę, chcąc mieć z głowy tę formalność. Uzupełnianie podstawowych danych kontaktowych nie zajęło jej zbyt wiele czasu. Odłożyła broszurę na stolik, ciężko wypuszczając powietrze z płuc. Mężczyzna, który był za nią w kolejce, usiadł niedaleko nich, splątując dłonie w wieżyczkę i przymykając powieki.


- Dziękuję, że zjawił się pan ze mną – odezwała się w końcu, nerwowo wykręcając palcami. Zauważyła, jak zawiesił spojrzenie na jej piąstkach, a potem na jego ustach pojawił się delikatny uśmiech.

- Nie masz za co dziękować.

Nie rozmawiali zbyt wiele odkąd powrócili z doliny Selakano. Czas spędzony na wyprawie, wywołał w Hermionie wszelkie skrajne emocje. Była przerażona tym, że mężczyzna prawie odkrył, do kogo mógł należeć aparat fotograficzny. Gdy tylko o tym pomyślała, poczuła spływające po plecach nieprzyjemne dreszcze. Był tak blisko, aby poznać prawdę, wyszeptała do swojego wewnętrznego dziecka. Gdyby się dowiedział, zapewne nie byłoby go tutaj, na pewno nigdy by mi nie wybaczył… Zacisnęła mocno powieki, starając się usunąć obraz złego profesora, jak odchodzi i zostawia ją samą z Krzywołapem, jak już nigdy nie przekracza progu jej mieszkania.


Próbowała skupić się na tej niedozwolonej i niebezpiecznej myśli, która w jakiś dziwny i kuriozalny sposób, powodowała u niej szybsze bicie serca. Wręcz czuła na swym czole jego pocałunek, jej nozdrze ponownie zostały zaatakowane hipnotyzującą mieszanką perfum. Gdy tylko pomyślała o bliskości jego ciała, jak mogła się w nie wtulić, poczuć się bezpiecznie, poczuła, że stało się coś, co nie powinno nigdy mieć miejsca. Nigdy nie powinna w ten sposób myśleć o mężczyźnie, który siedział obok niej, który był dla niej wzorcem do naśladowania.


- Hermiona Granger.

Otworzyła powieki, poprawiając się na sofie. Nad nią stał nie kto inny, jak Draco Malfoy. Doktor Malfoy, poprawiła się w myślach. Nie wiedziała, czego w sumie oczekiwała. Sądziła, że ukarze się jej w śnieżno białym kitlu. Była w błędzie. Stał przed nią młody Uzdrowiciel ubrany w wygodny, beżowy sweter i nieco ciemniejsze spodnie, trzymając pod pachą plik kartek.

- Witaj – wyciągnął ku niej dłoń, którą lekko ścisnęła. - Snape – przywitał się z wujem, lekko kiwając głową.

- Malfoy – odpowiedział również skinieniem.

- Zapraszam cię do gabinetu – wskazał dłonią na otwarte drzwi, gabinetu numer 3.

Wygładziła dłońmi sweterek, chwyciła broszurę i skierowała się w stronę pomieszczenia. Zanim zniknęła w progu, posłała mężczyźnie, pełne strachu spojrzenie. Snape obdarzył ją czymś na kształt półuśmiechu, który zazwyczaj u niego nie występuje.

Malfoy wskazał dłonią, aby zajęła miejsce przy biurku, które stało na końcu dość dużego pomieszczenia. Spore okna wpuszczały światło, idealnie komponując się z beżowymi ścianami i drewnianą posadzką. Za biurkiem ustawiony był regał z książkami, który wprawił Granger w niemały zachwyt. Po przeciwległej stronie stała kanapa, fotel i stolik, na której była taca z wodą i chusteczki. Rośliny w doniczkach, przyjemne dla oka pejzaże sprawiły, że gabinet był jeszcze przytulniejszy.


- Malfoy Draco, lek. med. Spec. psychiatra – przeczytała na głos złotą tabliczkę, ustawioną na biurku, które swoją drogą było lepiej uporządkowane niż recepcjonistki, bez walających się wokół papierów, czy zszywaczy. Zauważyła, jak odchylił się na fotelu, uśmiechając się delikatnie w jej stronę.

- Pewnie myślisz, że to sfałszowałem – powiedział spokojnym głosem.

- Wcale, że nie – stwierdziła nieśmiało. - Jesteś w końcu Uzdrowicielem.

- W magicznym świecie mam pełne prawo wykonywania zawodu. Pewnie chcesz zapytać, jak stałem się mugolskim specjalistą w tak młodym wieku?

Nieco ciekawska natura Granger, usadowiła się wygodniej w fotelu, chcąc poznać prawdę. W końcu mugolskich specjalizacji nie robi się ot, tak. Najpierw musiałby przejść sześcioletnie studia medyczne, staż, a następnie wykonać specjalizację, która trwałaby pewnie minimum pięć lat. Zważając, że byli w tym samym wieku, było to iście niewykonalne. W magicznym świecie wszystko toczyło się sprawniej, w końcu magia również robiła tam swoje, ale tutaj nie mieli do czynienia z czarami. Byli wśród niemagicznych.


- Pomógł mi w tym Premier Mugoli i Minister Magii, popierając moje działania, które przydadzą mi się w zebraniu doświadczenia wśród mugoli do utworzenia oddziału psychiatrii w magicznym świecie.

- Musiałbyś igrać z czasem, aby tego dokonać. Jest to niewykonalne – mruknęła.

- Pewnie masz na myśli to – z biurka wyciągnął połyskujący złoty naszyjnik, który wyglądał jak…

- Zmieniacz czasu? - wyprostowała barki. - Ale jak? Skąd go masz?

- Profesor McGonagall przekazała mi go, jak niegdyś tobie, gdzie chciałaś być na wszystkich zajęciach jednocześnie.

- Minister Magii zgodził się na to?

- Tak. Załatwił wszelkie formalności z Premierem Mugoli, aby nikt nie mógł odkryć mojego prawdziwego wieku, ani tego, jak zaliczyłem ponad dekadę nauki w ciągu magicznych dwóch lat.


Spoglądała na połyskującą klepsydrę w dłoni chłopaka. Jeszcze niedawno należał do niej i mogła używać jej, cofając się w czasie o godzinę, aby móc uczęszczać na wszystkie zajęcia na trzecim roku. Pomyślała o tym, jak usunęła mężczyźnie czekającemu na korytarzu pamięć. Gdybym cofnęła się w czasie i zapobiegła swoim działaniom, miałabym teraz z nim kontakt? Wciąż byłby obecny w moim życiu?, spojrzała oczami wyobraźni na wewnętrzne dziecko, które przysiadło się na parapecie, wesoło machając nogami.


- Mogę? - zapytał, wyciągając dłoń po broszurę, którą wciąż mocno ściskała w dłoniach.

- Tak, oczywiście.

- Jest to standardowa procedura – wyjaśnił, rzucając okiem na wypełnioną broszurę. - Zanim zaczniemy, powiedz mi, proszę, jak chcesz, bym się do ciebie zwracał?

- Może być po imieniu – odpowiedziała nieco nieśmiało.

- Dobrze Hermiono, przejdźmy tam – wskazał dłonią na sofę i fotel, w przeciwległym kącie pomieszczenia.

Sofa w gabinecie była jeszcze wygodniejsza, niż ta na korytarzu. Gdy tylko zajęła miejsce, czuła, jak zapada się w miękkości materiału, będąc otoczona z każdej ze stron równie wygodnymi poduszkami. Malfoy zajął miejsce w fotelu, zakładając nogę na nogę. W dłoni trzymał skoroszyt wraz z długopisem. Hermiona spodziewała się, że będzie korzystać z magicznego pióra, które było nieodłącznym atrybutem Rity Skeeter. Kolejne miłe zaskoczenie, pomyślała.


- Dlaczego się do mnie zgłosiłaś?

- Ja… - zaczęła, czując okropny ścisk w gardle. Czuła, że ogarnia ją przerażający strach, niepozwalający przyznać się, po co właściwie znalazła się w gabinecie swojego rówieśnika.

- Nie musisz odpowiadać na razie – powiedział łagodnie. - Zaczniemy od innych pytań. Korzystałaś wcześniej z pomocy psychiatry, psychologa, czy psychoterapeuty?

- Nie.

- Stosujesz używki?

- Nie.

- Chorujesz na coś przewlekle?

- Nie.

- Stosujesz regularnie jakieś leki?

- Nie.

- Czy w twojej rodzinie zmagał się ktoś z zaburzeniami psychicznymi?

Pierwszy bolesny punkt. Rodzina. Poczuła, jak do oczu zaczęły napływać łzy. Widziała oczami wyobraźni kochanych rodziców, którym wymazała pamięć ratując ich przed Voldemortem, tych samych rodziców, których nigdy nie odnalazła. Są szczęśliwi? Bezpieczni? Co porabiają?, spojrzała na wewnętrzne dziecko, które zeskoczyło z parapetu, krocząc w jej stronę.


- Nie – odchrząknęła, chcąc brzmieć neutralnie.

- Opowiedz mi pokrótce, czym się zajmujesz, jakie masz zainteresowania, z kim mieszkasz.

Spojrzała na niego, jakby spadł z choinki. W końcu ją znał. Była to Hermiona Granger, najpilniejsza uczennica w Hogwarcie, a ten zadaje tak niedorzeczne pytania, jakby była co najmniej obłąkana. Zagryzła wargę, czując lekkie poirytowanie. Chociaż ta sama Hermiona, która siedziała w jego gabinecie, nie zdawała sobie sprawy, że jest to część jego pracy, że jest to część badania psychiatrycznego, które właśnie się zaczęło, mogące ocenić jej nastrój i afekt.


- Po skończonej nauce w szkole przeprowadziłam się do Londynu, gdzie znalazłam pracę i mieszkanie. Od miesiąca jestem właścicielką księgarni. Mieszkam ze swoim kotem Krzywołapem – na samą myśl małego, kudłatego sierściucha pojawił się delikatny uśmiech na jej twarzy, który niestety szybko zgasł. - Utraciłam zainteresowania sprawami, które niegdyś sprawiały mi przyjemność.

- Jak opiszesz swój sen? Masz problem z zasypianiem?

- Zasnąć, zasnę, ale potrafię wybudzić się w środku nocy i nie spać do rana.

- Potrafisz zweryfikować, kiedy się budzisz? Czym jest to spowodowane?

- Miewam koszmary.

- Od jak dawna?

- Od dwóch lat.

- Jak często je miewasz?

- Codziennie – zauważyła, jak zapisał coś w skoroszycie.

- Tematyka koszmarów jest ta sama, czy zmienna?

- Cały czas to samo, te same sceny...

- Chciałabyś mi o nich powiedzieć? O czym dokładnie śnisz?

Pomyślała o martwej twarzy Neville’a i uśmiechniętej Luny. O martwych ciałach leżących na szkolnych korytarzach, którymi niegdyś spokojnie przechadzała się, trzymając pod pachą opasłe tomiszcze Historii Magii. Pamiętała dokładnie dzień, gdy wymazała swoim rodzicom pamięć, teleportując się wprost do Nory. Od razu wyczuła w powietrzu zbliżającą się wojnę i napiętą atmosferę wszystkich obecnych w domu Weasleyów. Zatrzymała spojrzenie na opanowanej twarzy Malfoya, wyglądał iście profesjonalnie, czuła, że jego pytania są delikatne i wyważone, a gdy tylko pokręciła głową, dając mu do zrozumienia, że nie jest jeszcze gotowa z tą odpowiedzią, nie chce wypowiadać na głos, czego tak naprawdę się boi, on uśmiechnął się delikatnie, mówiąc: nic nie szkodzi, na wszystko przyjdzie czas.


- Jak ocenisz swój apetyt? - zapytał następnie.

- Jest marny, potrafię nie jeść całe dnie. Nie czuję głodu. Czasem zmuszam się, aby mieć cokolwiek w żołądku.

- Wcześniej było inaczej?

- Tak – kiwnęła głową. - Chociaż już nie pamiętam kiedy to było.

- Wystąpiły u ciebie objawy psychotyczne, takie jak omamy słuchowe, czuciowe, ruchowe, wzrokowe, czy urojenia?

Pomyślała o ostatnich tygodniach, w których pojawiły się dziwne listy wraz ze zdjęciami, albo to, jak ktoś śledził ją w środku nocy, czy nieszczęsny piątkowy wieczór w barze, gdzie została odurzona tabletką gwałtu. Spojrzenie przechodniów na ulicy również stało się natrętne i przyprawiające ją o nieprzyjemne ciarki na całym ciele. Czy to wydarzyło się naprawdę?, spojrzała na swoje wewnętrzne dziecko, które przysunęło wyimaginowane krzesło tuż obok Malfoya, usadawiając się tam wygodnie. Czy sobie to wyobraziłam? Tracę zmysły? Wariuję?


- Hermiono? - wyrwał ją z rozmyśleń spokojny głos. Nie miała pojęcia, jak długo znajdowała się w swoim świecie, zmuszając go doczekania na odpowiedź.

- Nie – odpowiedziała z pełną powagą.

- Miewasz trudność w podejmowaniu decyzji?


Czy zaliczało się do tego to, że okłamywała jednego z ważniejszych mężczyzn w swoim życiu i nie potrafiła otworzyć się przed nim wystarczająco, wyjawiając mu prawdę? Trwa to już tyle lat, jak dusiła w sobie poczucie winy względem profesora Snape’a. Lepiej jest, jak o niczym nie wie, podsunęło jej wewnętrzne dziecko, a ona niestety musiała się z nim zgodzić. Nie wybaczyłaby sobie, tracąc go ze swojego życia.


- Nie mam pojęcia, ale raczej nie mam – przyznała się, patrząc w stronę Uzdrowiciela.

- Spokojnie – powiedział, spoglądając na coś w skoroszycie. - Zaobserwowałaś u siebie doznania lękowe?

- Tak, praktycznie cały czas.

- Jak oceniasz ich nasilenie?

- Są dość silne, czasem jak tylko się obudzę, czuję przeszywający mnie lęk i strach.

- Dobrze – zanotował coś ponownie w skoroszycie. - Masz myśli, lub zamiary samobójcze?

- Nie, ale… - dodała po chwili, gdy ponownie zawiesił spojrzenie na jej dokumentacji medycznej. Musiał w końcu wiedzieć, przecież jest tutaj, aby jej pomóc, obowiązuje go tajemnica lekarska...

- Tak? - dopytał.

- Miałam próbę samobójczą. To był jeden, jedyny raz – dodała nieco szybko, energicznie machając rękoma. Musi mi uwierzyć, że to był jeden raz, pomyślała przerażona, nie mogąc odczytać z jego twarzy żadnych emocji. Spojrzała w stronę drzwi. A co jeśli zaraz zjawi się dwóch rosłych mężczyzn i zawiążą ją w kaftan bezpieczeństwa, wysyłając na oddział zamknięty?

- Hermiono, spokojnie – wyrwał ją z histerycznych rozmyślań, pokoju bez klamek. - Chciałbym, abyś mi teraz coś opowiedziała o sobie.

- To znaczy?

- Jak się czujesz? Jak opiszesz swój nastrój? Co skłoniło cię, aby poprosić mnie o pomoc? I kiedy uznałaś, że to z czym przyszłaś do mnie, stało się twoim problemem.


Odłożył zapisany skoroszyt na stolik, poświęcając jej całą uwagę. Jego łagodne spojrzenie sprawiło, że poczuła, jak jej dusza rozrywa się na drobne kawałki, jak widziała w platynowym spojrzeniu, że chce jej pomóc, że chce, aby się przed nim otworzyła. Wewnętrzne dziecko zeskoczyło z wyimaginowanego krzesełka i przysiadło się obok niej, kładąc swoją rączkę na jej zaciśniętych piąstkach. Wzięła głębszy oddech, znajdując w sobie resztki Gryfońskiej odwagi.


- Od dłuższego czasu, mam ciągłe i nieprzerwane poczucie winy. Czuję się niewystarczająco dobra, bezradna, musząc prosić wciąż kogoś o pomoc. Czuję, że jestem ratowana z opresji, chociaż nie chcę być, chcę pokazać, że jestem silna, ale tak nie jest. Jestem zmęczona, sypiam, ale ten sen nie jest regeneracyjny, po nim czuje jeszcze większe zmęczenie. Nie jadam jak kiedyś, odczuwam silny lęk i niepokój. Czuję się całkiem pusta w środku, jakby nie było tam niczego dobrego. Mam wrażenie, jakby coś siedziało na moich barkach, ciągnąc mnie w dół. Nie mam kompletnie siły, czasem trzymanie kubka z kawą wymaga ode mnie ogromnego wysiłku. Boję się zamknąć oczy, bo wiem, jaki koszmar tam czeka. Cały czas czuje, jak moje ciało jest w pogotowiu, jak przygotowuje się na nieoczekiwany atak. Ciągle myślę i myślę, analizuje jakieś chore sytuacje w mojej głowie. Potrafię się uśmiechać, jednak jest to maska. W środku czuje się pusta, jakby mnie samej już tam dawno nie było. Miewam natrętne i bolesne wspomnienia, moje ciało reaguje histerią, na bodźce przypominające przeszłość. Podejrzewam, że nieświadomie odsunęłam się od przyjaciół, wiedząc, że mogłoby to przywołać bolesne wspomnienia... wojny. Obwiniam siebie, każdego dnia za to co się stało za to, że Neville i Luna… oni...

Nastał kulminacyjny moment w życiu Hermiony, gdzie udało się jej wypowiedzieć na głos wszystkie swoje obawy i lęki. Stanęła twarzą w twarz z demonami przeszłości, które złożyły na jej policzku bolesną pięść, nie wiedząc, jak ktoś śmiał im podskoczyć, sprzeciwiając się chaosowi, jaki wywarły na życiu panny Granger. Leżała na posadzce w swojej wyobraźni łapiąc się boleśnie za brzuch, będąc kopaną przez bolesne wspomnienia krwi, wojny, martwych ciał przyjaciół. Płakała i krzyczała z bezradności, chcąc, aby jej wewnętrzne dziecko zabrało ją z tego piekła.


- Już dłużej tak nie mogę, już tak nie potrafię – wyszeptała, czując ściekające po policzkach ciepłe łzy. - Potrzebuję twojej pomocy… Draco.

Podsunął jej pudełko z chusteczkami, które z chęcią przyjęła. Ten dawny i nieco sarkastyczny profesor Snape, gdyby tylko ją widział, na pewno nazwałby ją Smarkatą Kluską, a ona chciała być w tym momencie tą Smarkatą Kluską. Obecny profesor Snape, powiedziałby, że nic się nie stało, że to nie wstyd poprosić o pomoc. Czuła, jak słone łzy delikatnie oczyszczają jej duszę, jak wszystkie mięśnie rozluźniają się, łapiąc długo wstrzymywany oddech. Otarła z policzków łzy, uśmiechając się nieco blado, nieco przepraszająco w stronę Uzdrowiciela, zastanawiając się, jak wiele już widział ataków, histerii, załamań nerwowych na tej kanapie. Na pewno nie była pierwszą pacjentką, która otworzyła się w ten sposób, przez kilka lat, dusząc w sobie ból.


- Hermiono, mamy do czynienia z zespołem stresu pourazowego, który pociągnął za sobą depresję, ostry i przewlekły lęk. Moja propozycja na leczenie wygląda następująco. Chciałbym wprowadzić farmakoterapię połączoną z psychoterapią.

- Jakby miało to wyglądać? – spojrzała na niego, ocierając łzy.

- Leki przeciwdepresyjne z założenia mają poprawić ogólny nastrój, ustabilizować go. Wpływają również na napęd, który poprawia zdolność do podejmowania jakiejkolwiek aktywności, jak wstanie z łóżka, czy rozmowa z kimś bliskim. Leki te mogą również działać na nieuzasadnione poczucie winy, apetyt, zaburzenia snu, myśli samobójcze, utraconą motywację, poczucie beznadziejności. Zmniejszają uczucie niepokoju, lęku, obniżają napięcie, jednak nie działają od razu, lecz po pewnym czasie.

- Jak one działają?

- Więc tak – chwycił czystą kartkę, robiąc na niej szkic. - Tutaj – wskazał długopisem. – Znajduje się ośrodkowy układ nerwowy. Mamy substancje, które określane są jako – nakreślił kolejne linie długopisem. - Neuroprzekaźniki, inaczej neurotransmitery. Zaliczamy do nich różne związki w tym serotoninę, dopaminę, noradrenalinę. Zaburzenia psychiczne występują wtedy gdy dochodzi do niedoboru, albo nadmiaru pewnych neuroprzekaźników w określonych strukturach mózgowia. Leki przeciwdepresyjne działają głównie na neuroprzekaźniki i niektóre z nich przykładowo blokują wychwyt zwrotny przez komórki nerwowe, dzięki czemu neurotransmiterów jest dostępnych dla neuronów o wiele więcej.

- Mogę się uzależnić?

- Absolutnie nie. Jest to jeden z mitów, który wciąż krąży po świecie. Niektóre leki przeciwdepresyjne mogą uzależnić, ale te, które chciałbym ci zaproponować, nie uzależniają.

- Po jakim czasie działają?

- Pierwsze efekty można zaobserwować po 2-4 tygodniach przyjmowania leku. Pełne działanie leku rozwija się zwykle w ciągu 4-8 tygodni.

- Jak długo trzeba je brać?

- Standardowo pacjent przyjmuje je od 6 do 12 miesięcy. Ten czas ma doprowadzić do poprawy pacjenta i ustabilizowania jego stanu. Jeśli będzie zauważalna poprawa, można pomyśleć o stopniowym odstawieniu leku. Leków nie można odstawiać z dnia na dzień, jeśli szybko zostaną odstawione, może dojść do nawrotów zaburzenia, nawet ze zdwojoną siłą.

- Jakieś skutki uboczne mogą wystąpić?

- Jak w przypadku prawie każdego leku może wystąpić skutek uboczny. W przypadku tych leków możemy mieć do czynienia ze sennością, bólami głowy, bólami brzucha, spadkiem libido czy utratą apetytu. Należy przeczekać, gdyż zwykle skutki uboczne ustępują po dwóch tygodniach.

- Chyba jakoś to przeżyję...

Kiwnął ze zrozumieniem głową, wskazując na biurko. Nieco niechętnie powstała z wygodnej kanapy, a jej wewnętrzne dziecko poszło w jej ślady, pociągając mizernie nóżkami. Malfoy zasiadł przy biurku, chwytając plik kartek, na których jak już zauważyła, były jego dane kontaktowe, wraz z adresem. Złoty napis, który odcinał się na śnieżnobiałej kartce papieru, która swoją drogą wyglądała na nieco połyskującą i zapewne absolutnie drogą, przypomniało jej o Gryffindorze, gdzie złote elementy połyskiwały w pokoju wspólnym Gryfonów, mieszając się z czerwono-bordowymi dodatkami. Jakiś nieprzyjemny ścisk zawieruszył się w jej brzuchu, na samo wspomnienie tamtych magicznych lat.


Siedziała w ciszy, patrząc na biblioteczkę tuż za nim. A przez moment, który trwał kilka sekund, poczuła, jak przyjemne ciepło ścisnęło ją za serce, gdy zauważyła wśród publikacji Uzdrowiciela pozycje, którą osobiście dostarczyła mu do Rye. Wspomnienia tamtego deszczowego popołudnia zastukały do jej podświadomości, sprawiając, że chciałaby raz jeszcze zjawić się w mieszkaniu profesora Snape’a. W czasie jesieni, która zbliżała się wielkimi krokami, musiało być tam przepięknie, a płynąca w oddali rzeka Rother, zapewne obdarzyłaby ją swym przepychem. Zastanowiła się jak profesor, który siedział tuż za drzwiami, spędzał samotne wieczory, gdy Malfoy przebywał w Św. Mungu. Czy przechadzał się wzdłuż rzeki Rother? A może siedział przy rozpalonym kominku, czytając powieści? Może zaszywał się w pracowni, tworząc nowe eliksiry, eksperymentując nad czymś? A może po prostu siedział na ganku z kubkiem gorącej kawy, wpatrując się na płynącą w oddali rzekę Rother, ciesząc się ze swojego spokojnego już życia, nie musząc skakać od jednego, do drugiego pana. A Hermiona przez krótką chwilę chciałaby towarzyszyć u jego boku w tak prostych i prozaicznych czynnościach dnia codziennego. Wewnętrzne dziecko, które nieco bezczelnie wdrapało się na biurko Malfoya, machając niewinnie nogami, podsunęło jej obraz Krzywołapa, który zapewne polubiły Rye.


Odgłos zamykania skuwki pióra przywołał ją do porządku. Malfoy odłożył je tuż obok leżącej pieczątki i opasłego kalendarza. Przeczesał palcami platynowe włosy, zatrzymując na niej spojrzenie.


- Tu są leki, które chcę, byś wykupiła. Zaczniemy od małej dawki, którą stopniowo możliwe, że będziemy zwiększać, jednak zanim to nastąpi, muszę mieć cię pod całkowitą kontrolą i obserwacją. Przepisałem ci lek przeciwdepresyjny i dodatkowo, krople, które pomóc ci mogą w czasie silnego lęku i niepokoju. Jednak musisz pamiętać, że nawet jedna kropla, rozcieńczona z płynem, może zadziałać efektywnie. Nie chcę, byś przekroczyła zalecanej dawki. Więc tak – odwrócił kartkę w jej stronę, wskazując na swoje zapiski końcem pióra. - Przyjmowanie leków wygląda następująco…


Jednak Hermiona już go nie słuchała. Dryfowała w swojej wyobraźni, czując się tam nad wyraz bezpiecznie, a widok małego kamiennego domu w Rye, niezwykle pobudzał jej wyobraźnie, na myśl, spędzenia tam kilku chwil, w towarzystwie dawnego profesora. Wzrok miała utkwiony w księgozbiorze Uzdrowiciela, oddychając miarowo i spokojnie, chociaż jej piąstki zaciśnięte były tak mocno, że o mało co, nie przebiła paznokciami delikatnej skóry.


- Hermiono, rozumiesz wszystko?

- Oczywiście – wyprostowała barki, spoglądając w stronę rówieśnika. Zauważyła, jak wewnętrzne dziecko zakryło dłońmi zaróżowioną od zażenowania twarzyczkę. Przyłapała samą siebie, że zbyt często zawierusza się myślami, krążąc i dryfując we własnym świecie.

- W razie co rozpisałem dokładniej całe dawkowanie – podsunął kartkę w jej stronę. - A tu jest recepta. Najlepiej będzie, jak najszybciej wdrążymy farmakoterapię.

- Rozumiem.

- Chciałbym, byś zastanowiła się nad terapią. Najlepsze efekty będą jeśli połączymy farmakoterapię z psychoterapią.

- Tylko że nie znam nikogo…

- Mam namiary na kilku świetnych specjalistów. Co prawda są oni mugolami… i dość ciężko może być ci otworzyć się przed nimi.

- Uznają mnie za wariatkę, kiedy będę opowiadać o szalonym czarnoksiężniku i niezwykłym chłopcu, który pokonał złego czarodzieja… - mruknęła z ironią.

- Mniej więcej mam to na myśli. Gdybyś chciała, mogę wziąć się pod swoje skrzydła i razem możemy przeprowadzić psychoterapię. Musisz się nad tym zastanowić. W razie co to są numery mugolskich specjalistów.

- Psychoterapia mogłaby być równie skuteczna, gdybym lekko zmieniła historię? Nie wspominając przykładowo o Czarnym Panie, czy wojnie, a może o jakiś tragicznym wypadku samochodowym?

- Zależy, jak wiele prawdy byłoby w twoich odczuciach – otworzył opasły kalendarz, przekartkowując zapisane po same brzegi kartki. - Chciałbym, abyśmy umówili się na kolejną wizytę za 4 tygodnie.

- Możemy spisać się przez wiadomość? - zapytała niepewnie.

- Oczywiście, widzę, że już ciężko ci wytrzymać w moim gabinecie – zaśmiał się delikatnie. - Jeśli chodzi o niego – wskazał palcem w stronę drzwi. - Na pewno się tam nie nudzi. To co Hermiono, jesteśmy w kontakcie, dobrze?

- Dziękuję Draco – zgarnęła kartki z biurka Uzdrowiciela. Miała rację, papier był niezwykle aksamitny w dotyku.

- Pamiętaj, że możesz do mnie dzwonić o każdej porze dnia i nocy – wyciągnął w jej stronę dłoń, lekko ściskając.

- Pamiętam.

Otworzył przed nią drzwi od gabinetu. Zanim wyszła, zatrzymał ją na krótką chwilę, mówiąc: Cieszę się, że mi zaufałaś. Nie ma nic złego w proszeniu o pomoc. A ona uśmiechnęła się z wdzięczności, czując napływające do oczu łzy. Zdecydowanie nie zasługiwała na jego wsparcie. Jak wiele razy jej nie skrzywdził w przeszłości, nie miało to już znaczenia. Drań się zmienił i to bardzo. Do jej podświadomości zapukało wspomnienie, jak pomógł jej przejść przez atak paniki, jak wytłumaczył jej, co właśnie działo się z nią i jej umysłem, jak zaoferował swą pomoc i wsparcie, jak po prostu tam był i nie oceniał. Czym prędzej starła z policzków łzy.


- Oddaje cię w dobre ręce – powiedział, zatrzymując wzrok na wuju, który poderwał się z kanapy. Snape na krótką chwilę zatrzymał spojrzenie na zapłakanej twarzy Hermiony, a następnie na chrześniaku, który nałożył na usta bardzo delikatny uśmiech.

- Chcesz wrócić do domu? Czy masz ochotę na spacer? Kawę?


Zaproponował uprzejmie profesor Snape. Sam do końca nie wiedział, jak powinien zachować się z Hermioną, która odbyła swoją pierwszą konsultację psychiatryczną. Nie miał pojęcia, co działo się za drzwiami gabinetu, jednak czuł, że Granger podczas godzinnej konsultacji otworzyła się na tyle, na ile mogła, nie uciekając po pięciu minutach z gabinetu, jak początkowo przypuszczał, widząc jej poddenerwowanie i rozdrażnienie. Zauważył, jak ściskała w dłoni kartki z odręcznym pismem swojego chrześniaka. Zbyt wiele nie mógł rozczytać, ale przeczuwał, że trzyma w dłoni receptę. Zatrzymał spojrzenie na brązowej czuprynie, czując, gdzieś tam w środku ogromną dumę. Zrobiła to! Zgłosiła się po pomoc.


- Mam ochotę na pizzę.

Jej szczera i delikatna odpowiedź sprawiła, że na ustach Snape’a pojawił się tak piękny i niewymuszony uśmiech, że nieco zarumieniona tym widokiem, podrapała się w policzek, spuszczając wzrok na trampki.

- Uważaj tylko Hermiono, Snape nie toleruje ananasa na pizzy – powiedział pół żartem, pół serio Malfoy, puszczając w jej stronę oczko. - Życzę wam smacznego, a ja zbieram się na dyżur do Św. Munga. Jesteśmy w kontakcie Hermiono.

- Do usłyszenia.

- Na razie dzieciaku – powiedział Snape, podając Hermionie torebkę. Widocznie profesor miał świetny humor, którym chciał, chociaż troszkę otoczyć Granger.

- Znam świetną knajpkę – spojrzała na niego, wciskając guzik przywołujący windę.


Po niedługiej chwili otworzyły się przed nimi srebrne drzwi. Weszli do środka, gdzie znajdowała się już jakaś emerytka, przeszukując zachłannie zawartość łososiowej torebki. Hermiona stanęła w wolnym kącie, opierając głowę o ścianę i przymykając powieki. Winda łagodnie ruszyła w dół, a Snape zauważył, jak spod gęstych rzęs wydostały się pojedyncze łzy. Poczuł, jak ciężki kamień opadł na dno żołądka, ściskając go boleśnie. Nie chciał, aby cierpiała, była ostatnią osobą, która zasłużyła na ten ból. Nieco niepewnie, troszkę nieśmiało dotknął jej dłoni, splatając ich palce razem. Wiedział, że samej ciężko będzie jej przejść przez proces leczenia, wsparcie bliskiej osoby na pewno pomoże jej przebrnąć przez ciężki etap. Chciał jej pokazać, że jest przy niej i nigdzie się nie wybiera.


W sumie chyba nigdzie nie chciał się wybierać...




Tekst nie powinien być odebrany jako porada medyczna. Nie jestem lekarzem, ani nie mam wykształcenia medycznego. Rozdział powstał na podstawie wiarygodnych źródeł medycznych, oparłam się na wiedzy i doświadczeniu lekarzy z dziedziny psychiatrii. 


Jeśli czujesz, że któryś z problemów może Cię dotyczyć,  porozmawiaj z zaufaną osobą dorosłą, a najlepiej umów się na wizytę ze specjalistą. Lekarz pierwszego kontaktu również może okazać Ci pomoc i wsparcie.


Bezpłatny i anonimowy telefon zaufania dla dzieci i młodzieży:  116 111

Bezpłatny i anonimowy telefon zaufania dla osób dorosłych: 116 123



~*~


Dzień dooobry! ♥


Rozdział ten zaczęłam pisać w marcu, a mamy już wrzesień. Długo zajęło mi zbieranie wszystkich informacji, dopracowaniu go do stanu, w którym czuję, że jestem gotowa, aby Wam go przekazać. Jestem z niego dumna. Skromnie mogę stwierdzić, że powiało dojrzałością. Wydaje mi się, że jest to jeden z lepszych rozdziałów, jakie udało mi się napisać, a zazwyczaj… miła i pochlebna do swojej pracy nie jestem 😏


Hermiona pokazała skrywaną Gryfońką odwagę. Pierwszy krok ma już za sobą 💕 Myślicie, że proces leczenia przebiegnie spokojnie? Czy pojawią się niespodziewane komplikacje? Jak oceniacie doktora Malfoya? Wzbudził Wasze zaufanie? 🤔

Będę naprawdę szczęśliwa jeśli docenisz moją pracę i zostawisz parę słów pod tym rozdziałem. Wasza obecność jest niezwykle motywująca do dalszej pracy 💕

Również zapraszam Cię serdecznie na moje pierwsze opowiadanie, gdzie pojawił się nowy rozdział 😇

Hermiona i Severus - działa na nią jak Narkotyk 👈🏻


Będzie mi bardzo miło, móc gościć Cię tam 💕


Kolejny rozdział tuż, tuż. Uważnie wyczekuj sowy! Do usłyszenia 😘


Ściskam,

Jazz ♥




P.S. Za wszystkie błędy, literówki najmocniej przepraszam.